Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
20.04.


OnZ (jak słusznie zauważyła zonaswojegomeza v. Turbo) dzień czwarty waga 68,5 kg. (-0,7 kg od początku, -0,2 od wczoraj).

Wygląda na to, że działa. Policzyłam w końcu kalorie i jest zawsze koło 1200 - mniej więcej po 200 na posiłek. I chyba oto wtym wszystkim chodzi, mało ale często. Od czasu jak zaczęłam odchudzanie jadłam na początku 1000 kalorii, potem 1200 i chudłam, ale przed 3 tyg zaczęłam bujac się na około 70 i nie mogłam ruszyć dalej, a teraz....

A więc dzisiaj było tak:

0 sportu :( , ale w robocie miałam taki kocioł, że to chyba wystarczy. Wieczorem tak czy siak nie chce mi się. Za to jutro rano przed pracą basen 100%.

6:00 - jabłko+graperfruit

9:00 -Zraz z piersi z nadzieniem z sera chudego (na zimno mniam mniam)

11:00 - to samo co o 9:00

13:00 - pekińska+seler+cebula (doprawione octem jabłkowym i łyżeczka oleju lnianego)

15:00 - to samo co o 13:00

17:00 - wpadłam do domu na ostatnią chwile więc pożarłam jeszcze dwa zrazy (nie było czasu nic przygotować), tym razem podgrzane w mikrofali i z musztardą (dijon - bez cukru)

Thats all. Zauważyłam,że dużo więcej piję. Założyłam, że o każdej pełnej godzinie między posiłkmi piję szklankę wody, więc z poranną i wieczorną wychodzi 8. A jeszcze ze dwie herbatki w pracy i dwie w domu. Niezły wynik.

Kawy nie pije od 06.01 - start odchudzania. Cukru w zasadzie też. - Miałam kilka wpadek - to przez rodzinkę, bo wszyscy są słodkożerni i zażerają się batonami, ciastami itp (a chudzi jak szczypiory), a mmnie na szczęście przeważnie nie rusza - tylko przed @ jakoś nie mogę się oprzeć. Z córą zawarłam porozumienie - nie ma pieczenia przed @. Chociaż dzisiaj postanowiła zrobić obrzydliwie słodki (ale pyszny...) przekładaniec z herbatników, kajmaku, kremu budyniowego i bitej śmietany. Znowu wystawią mnie na tortury... Wytrzymam!!!!

No i jednej rzeczy nie mogę robić - nie mogę chodzić na zakupy - diabeł siedzi mi wtedy za koszulą i kusi. Ale na szczęście to przeważnie moja druga połowa szwenda się po sklepach.

Idę przygotowywać wałówę na jutro do pracy. Szef patrzy na mnie dziwnie, jak zawsze rano zapełniam lodówkę miseczkami - kiedyś były tylko dwie teraz cztery. No ale cóż też zauważył efekty. I przestał mnie drażnić czekoladkami.

  • bluebutterfly6

    bluebutterfly6

    20 kwietnia 2009, 19:38

    tone słodkości ehhh :)