Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Kopę lat...


Od dawna mnie tutaj nie było. Widzę ostatni wpis ze stycznia, a mamy kwiecień

Czy coś się zmieniło od tego czasu? Dużo…

Po pierwsze semestr zimowy zaliczony lepiej niż się spodziewałam…Średnia ocen 1.8 (niemiecka ^^). Na początku myślałam, że nie dam rady z moimi 7 modułami, łącznie 46 punktów ECTS, dodatkowo 2 kursy języka angielskiego – język specjalistyczny (B2) i C2, ale najwyraźniej nie ma rzeczy niemożliwych. Już dawno stwierdziłam, że najefektywniej pracuję wtedy, kiedy mam tak zwany zapierdol…Przy czym sama sobie też nakładam na głowę. Pozytywnie na to wszystko wpłynął brak pracy. Będąc w Mannheim odłożyłam sobie wystarczająco, aby przeżyć prawie pół roku, nie prosząc nikogo o pieniądze.
W tym semestrze powinnam mieć do zrobienia 2 moduły, jeden duży projekt i jedno seminarium. Robię dwa projekty, seminarium i do tego dodatkową wycieczkę, którą również poprzedza seminarium. Suma summarum robię więcej niż mi potrzeba, bo liczę, że poprawię sobie jedną ocenę z projektu. Do tego wszystkiego robię praktykę w biurze architektonicznym, w moim rodzinnym mieście, w ramach programu Erasmus+ i codziennie robię trasę Polska-Niemcy. Nie wiem co mnie podkusiło...chora ambicja chyba. Czy mnie powaliło? Odpowiedź zdecydowanie twierdząca…

Wagowo jakaś masakra…jak niemal rok temu ważyłam 74 kg, tak teraz ważę prawie 10 kg więcej…efekt jojo…lub też po prostu brak ruchu i niestosowanie diety MŻ. Zaczęłam znowu coś z tym robić. Podejście numer X…Najgorzej jest z wpierdalaniem słodyczy. Nawet wyzwania „30 dni bez słodyczy” nic nie dają. Nie mam pojęcia jak się oduczyć tego sięgania po słodycze…Chyba powinnam sobie usta zakleić, bądź ręce związać. Najgorsze jest to, że jak jestem u siebie w mieszkaniu, nie kupuje i nie jem…Będąc u rodziców, zawsze…bo zawsze coś w domu jest…kusi jak cholera. Z jedzeniem nie jest tak źle…sałatki, kurczak pieczony itd., tylko te słodycze…No i jak jestem w domu, to oczywiście „jedzonko mamusi”, tragedia…a że jestem co drugi dzień u rodziców, to chcąc nie chcąc jem to, co mama gotuje. Myślę, że póki co, jeśli zmniejszę porcje…może znowu wstąpię na drogę prawdy…Generalnie załamka na maksa, jestem zła na siebie, bo po raz kolejny sama sobie krzywdę zrobiłam. Ale w myśl sekretu i tego, że pozytywnym myśleniem można zmienić świat na lepsze, a przynajmniej swoje życie…nie ma co się przejmować porażką, tylko się podnieść, otrzepać i działać dalej. I tak też robię, działam dalej…Kolejna próba, po mału do celu. Zaczęłam od „Squat Challenge” oraz boksu . Niestety w tym semestrze nie mam jak chodzić na kursy na uniwersytecie, dlatego mam parę płyt z treningami bokserskimi, na YT też jest ich niemało, więc nic tylko robić. I muszę powiedzieć, że te treningi należą do przyjemnych, o dziwo. ^^

Dorzuciłam do tego wszystkiego picie drożdży na włosy, piję już 10 dzień i zauważyłam znaczącą poprawę. Przede wszystkim w wyglądzie włosów. Ponieważ drożdży nie powinno się pić więcej niż 30 dni, po tym czasie spróbuję tabletek piwowarskich. Koleżanka stosuje tabletki i włosy rosną jej w zawrotnym tempie.

Na teraz to wszystkie moje „gorzkie żale”, może Wy macie jakieś magiczne sposoby na oduczenie się żarcia słodyczy…i na przywrócenie sobie motywacji, jakiejkolwiek…Z góry dzięki! Buźka

  • aniapa78

    aniapa78

    28 kwietnia 2017, 21:02

    Niestety na słodycze nie ma innego sposobu jak nie jeść. Z czasem jest łatwiej. Powodzenia w diecie i ćwiczeniach:)

    • GlamPop

      GlamPop

      30 kwietnia 2017, 13:28

      Tak też właśnie myślałam, że innego sposobu nie ma :D Dzięki ;)