Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Kłody pod nogi...


Jak można w rok wrócić do swojej starej sylwetki, a nawet jeszcze przytyć...? 
Dobry tytuł na książkę, którą mogłabym napisać. Od powrotu z Mannheim przytyłam z 11 kg. Od tamtego czasu byłam na diecie, na której wytrzymałam nieco ponad 2 tygodnie. Co mnie dobiło? Siedzący tryb życia - praca w biurze. Prawie się nie ruszałam, bo ciągle byłam w biegu pomiędzy praktykami w Polsce, a uniwersytetem w Niemczech. Mój plan wyglądał tak, że codziennie siedziałam w pociągu, czasem nawet dwa razy w ciągu dnia. Po półrocznych praktykach też nic się nie zmieniło, bo nie miałam żadnych wakacji. Nie usprawiedliwiam się, ja szukam odpowiedzi, co dokładnie poszło nie tak...
Ten semestr też nie będzie należał do najlżejszych. Jestem na początku magisterki i do tego pracuję 20 h tygodniowo. Plan tak samo do dupy i jeżdżenie w tą i z powrotem. Nie mam nawet możliwości zapisania się na jakiekolwiek zajęcia sportowe na uniwersytecie, bo po prostu nie mam na to czasu. W domu u rodziców w piwnicy siłownia, do której nie wchodziłam chyba od lutego. Właśnie to jest moim największym problemem - brak ruchu. Mogę robić diety i zdrowo się odżywiać, ale bez sportu, ani rusz. W normalnym przypadku chudnięcie składa się w 70% z jedzenia, a w 30% ze sportu, u mnie jest odwrotnie. Były czasy, że ćwiczyłam po 3-4 h dziennie przez kilka dni w tygodniu, teraz nic nie robię. Ewentualnie trochę się porozciągam i porobię przysiady, bo kręgosłup daje mi się we znaki. Nie dziwi mnie to wcale...
Denerwuje mnie podejście moich rodziców, którzy na każdą moją próbę odchudzania, jedzenia zdrowiej czy też inaczej niż oni, reagują zawsze tak samo: "Wymyślasz". Do tego moja mama jest zawsze obrażona, kiedy oznajmiam, że nie jem obiadu bo zrobiłam sobie np. sałatkę lub kurczaka na parze. Niestety nie mam w nich wsparcia, a wiadomo, że najłatwiej odchudza się, jeśli ktoś się odchudza z tobą. To niestety nie mój przypadek.
Nieregularne jedzenie "domowych obiadków" - kolejna kłoda. 
Kiedy jestem u siebie w mieszkaniu, jem jak chcę, a jeśli nie jestem głodna to w ogóle. Jak jestem u rodziców, a jestem tu dość często, spotykam się z hejtem. 
*** 
Trochę się u mnie pozmieniało, nowa praca w Berlinie, magisterka, zalążek związku (chyba). W sumie wszystko na raz. Trochę stabilniej niż zwykle, ale wcale mi to nie przeszkadza. Jedynie co mi trochę przeszkadza, to brak czasu na fotografię. Pracując trzy dni w tygodniu, poświęcam weekendy na magisterkę. Chciałabym być już po... :D 

Zaczęłam robić coś z tymi moimi kilogramami. Dzisiaj zastosowałam jednodniową dietę owsiankową, żeby oczyścić organizm i trochę zasznurować żołądek. Jem owsiankę cały dzień, raz w tygodniu. Dzisiaj był mój pierwszy taki tydzień. Mam nadzieję, że zobaczę jakieś efekty takiego jednodniowego wyrzeczenia. Póki co inne "diety" się nie sprawdziły, ale jestem dobrej myśli. W każdym razie jestem świadoma swoich błędów i zamierzam ich już więcej nie popełniać...Trzymajcie kciuki...<3 

Idę jeść ostatnią porcję owsianki. Trzymajcie się ;)