Kuurdę, drugi wpis w tym tygodniu. Wow...niedługo będę pisać codziennie :D Nie no, żartuję. Ale te z Was co od czasu do czasu do mnie wpadają, wiedzą, że z moimi wpisami i ich odstępami różnie bywa. Wychodzę z założenia, że raz a dobrze. :D
***
Wczoraj byłam na boksie. Już chciałam się pokusić, żeby powiedzieć, że nie mam zakwasów, ale nic z tego. Trening z moim trenerem bez zakwasów przez następne trzy dni, to żaden trening. Także dzisiaj w pracy się zaczęło, a jutro będę mogła sobie nogi odciąć. Cheers... Chociaż muszę przyznać, że brakowało mi tego przez ostatni rok...ponad rok nawet. Bata nad głową w postaci mojego "Best trainer ever" , który wyciska z każdego 120%. Specjalnie dla jego kursu podpisałam trzy-miesięczną umowę na siłkę, ale tylko na kursy. Dzięki temu odpadły wszystkie wpisowe i tym podobne. Co prawda nie mogę korzystać ze sprzętów, ale sprzęty mam w domu. Poza tym teraz pogoda jest idealna na bieganie, rowery, rolki itp. Trzeba korzystać. :) Miałam dzisiaj wielką motywację po pracy na bieganie lub rower. Motywacja skończyła się wraz z pociągiem, który wypadł i 3h podróżą do domu. Znowu zaczynają się roboty na kolei no i w Berlinie niedaleko dworca głównego podczas prac remontowych znaleziono 500 kg niewybuch z czasów II Wojny Światowej. W piątek będą do usuwać, także miasto sparaliżowane. Mało tego, z dworca do domu wracałam z buta, więc 25 minutowy marsz miałam dzisiaj za sobą. W domu byłam koło 20.00.
***
Jutro też chciałam iść na trening, ale odpuszczam. Dzisiaj w pracy dowiedziałam się, że jakiś czas temu, kiedy byłam na chorobowym a potem na urlopie, rozwiązali jeden dział w mojej firmie. Z automatu poleciały 2 osoby, z czego jedną "odratowali" i zaproponowali inny etat, natomiast mojej koleżance nie...Przykro mi się zrobiło, bo była to jedna z niewielu życzliwych osób w firmie, tudzież takich, z którymi przyjemnie się rozmawiało, nie na zasadzie: "Cześć - Cześć, Co u ciebie? - Dobrze, A u ciebie? - Dużo pracy" - jak to w korpo...typowe...Nawet nie chce mi się z tymi ludźmi na obiady chodzić. Dzisiaj chciałam pójść (dla odmiany) z dziewczyną, którą niedawno zatrudnili, też Polkę, ale mieli "Teamlunch", więc z automatu nie mogłam z nimi pójść. Rozwaliło mnie to...Czyli skoro ja nie mam teamu, bo jestem jedyną osobą na całe Niemcy zajmującą moje stanowisko...to mam jeść lunch sama ze sobą? Po prostu #corpospirit. Moja praca sama w sobie jest na prawdę super, ale ja nie czuję ducha drużyny. ^^ Bycie "korpo-szczurem" (nie umniejszając nikomu) nie jest dla mnie. Są ludzie, którzy czują się w tym jak ryba w wodzie, a mnie to męczy...Nie jestem do tego stworzona. Chyba jednak jestem wolnym strzelcem, takim samotnym wilkiem. Już nawet po projektach na uniwersytecie widziałam, że praca w grupie mnie męczy, nawet jeśli pracowałam z koleżankami. O wiele lepiej wychodziłam na samodzielnej pracy. Dlatego moja pozycja w firmie mi pasuje. Mam co prawda bezpośrednią szefową, ale jest w Londynie i mam z nią dobry kontakt. W sumie lepiej dogaduję się z ludźmi na tym samym stanowisku z Londynu, nawet przez chat, czy video-konferencje, niż z tymi w biurze.
W sumie zapomniałam do czego piłam z całym moim wywodem...aahhh już wiem...Jutro beztreningowo, bo koleżanka zaprasza na pożegnalnego drinka po pracy, a tego jej nie odmówię. Jeszcze nie wiem jak wrócę do domu przy tych robotach kolejowych, ale jakoś się dokołaczę.
***
Wczoraj nie pisałam o tym, już chyba z wrażenia zapomniałam. To, że organizacja na moim uniwersytecie to totalne nieporozumienie, to wiedziałam. Nie spodziewałam się, że aż tak...
Studia skończyłam pod koniec marca. Ponieważ w pracy potrzebuję statusu studenta, zapisałam się na kolejne studia - urbanistykę. Pro forma...Semestr zaczął się 01.04, a ja dalej nie byłam zapisana, mimo że podanie złożyłam na początku lutego. List o warunkowej immatrykulacji dostałam jakoś na początku marca. Do zapisania potrzebowałam karty EKUZ. Oczywiście nasz NFZ jest cwany i nie mogłam złożyć wniosku o kartę, zanim nie dostanę dowodu przyjęcia na uniwerek np. w postaci zaświadczenia o przyjęciu na uniwersytet. Uniwersytet potrzebował EKUZ do 01.04 i ani dnia później. Jakoś udało mi się wyrobić kartę wcześniej, ale złożyłam wniosek przed samymi Świętami Wielkanocnymi - czyli dupa. Na uniwerek wysłałam pismo, że kartę dostanę tylko i wyłącznie wtedy, kiedy będę zapisana na studia. Czekałam na list z uniwerku cały marzec i nic...W międzyczasie babka z biura stosunków międzynarodowych napisała maila, że mogę sobie zaświadczenie wydrukować z portalu i jak wyrobię EKUZ mam przedłożyć ją w Infotece na uni, żebym mogła nadrukować sobie bilet na Berlin i Brandenburgię. Listu jak nie było, tak nie ma...Od początku kwietnia nie miałam czasu, żeby pójść do Info-teki, ponieważ w godzinach ich przyjęć byłam w pracy. Wczoraj się udało...Babka z Info-teki stwierdziła, że nie jestem zapisana, bo niedostała moich dokumentów i są nadal w biurze relacji międzynarodowych, tym samym nie mogę nadrukować sobie biletu na legitkę. Poszłam więc do biura na 4 piętro. Oczywiście wyjaśnienie problemu potrwało parę minut, po czym po telefonicznej rozmowie okazało się, że moje dokumenty zostały wysłane do kierownika studiów. Więc hop z powrotem na parter. Nie obyło się bez wyciągnięcia numerka, jak to w urzędzie..."014 osób czeka przed tobą" - fajnie. Nie dość, że już miałam nerwa ruszonego, to jeszcze randomy z licencjatu, zamiast pomyśleć, że skoro muszą tylko oddać wniosek o zameldowanie pracy licencjackiej, to 10 tych samych wniosków można oddać na raz, tudzież wejść we dwójkę, czy trójkę i też by się sekretarki nie rzucały...Zamiast tego stali przed sekretariatem i żalili się, że skoro muszą tylko oddać wnioski, to bez sensu, że każdy musi wejść pojedynczo i brać osobny numerek....Ugryzłam się w język, bo my wchodziliśmy na chama po 2-3 osoby i nie było problemu, a numerek przekazywało się następnej osobie. A wystarczyłoby trochę pomyśleć, żeby ułatwić sobie i innym ludziom życie. Po 15 minutach czekania mogłam wejść i przedstawić swój problem. Zostałam wysłana do biura immatrykulacyjnego, bo moje dokumenty nie dotarły do sekretariatu. Na całe szczęście nie musiałam brać tam numerka, ale przede mną były 2 osoby. Weszłam, przedstawiłam swój problem, a jako odpowiedź usłyszałam, że jestem w grupie "z poślizgiem", bo pani nie miała czasu na opracowanie dokumentów...Na jej biurku leżała spora kupa dokumentów, nie powiem. Czyli nie byłam jedyna, która czekała na zapisanie na studia ponad dwa i pół miesiąca. Pani się zreflektowała, skopiowała EKUZ i w ciągu minuty byłam zapisana na studia, online-portal działał bez zarzutu, wszystko jak trzeba. Można? Można...Bilet nadrukowałam sobie dzięki Bodu wcześniej, bo bym nie mogła jeździć do pracy, albo płaciłabym miliony monet. Cała ta wycieczka i spacerowanie od Annasza do Kajfasza zajęła mi ponad godzinę.
Tak wczoraj spędzałam przedpołudnie. Sorry za zanudzanie :D Już dzisiaj nie będę więcej pisała :D Promise...
Do zobaczonka
soleyy
20 kwietnia 2018, 22:13wiadomo, ze pracujac w grupie trzeba isc na kompromisy, sluchac innych itd ;) samemu faktycznie latwiej, tez bym chcila kiedys cos swojego otworzyc :) zycze Ci wlasnej pracowni z calego serducha ;*
GlamPop
20 kwietnia 2018, 22:14Dziękuję Soleyy... :* <3