Nadeszła jesień. Moja ulubiona pora roku. Coś wisi w powietrzu. Jakaś tajemnica, zwiastująca przemianę. Jesienią zawsze doświadczam jakiegoś oczyszczenia, przeobrażenia. W tle leci Chopin. Moja melancholijna dusza mi dziękuję. Jest smutek. Ale w tym smutku jest radość. Bo jest przemiana duszy.. Jest coś głębiej we mnie, w świecie w relacjach. Mam ochotę zakryć się szalem podwinąć nogi z kawą w ręku i zatopić się w sobie. Mam ochotę na spotkania z przyjaciółmi, którzy mnie kochają i inspirują do życia. Nie jestem sama. Świat się zmienia. Ja się zmieniam. Idzie dojrzałość. Już nie jestem małą dziewczynką, choć taką gdzieś w środku się czuję. Zapisałam się na terapię grupową. W poniedziałek poznam nowych ludzi i ich historię. Wyjawię też swoje tajemnice. Tajemnicę życia. Ale żeby żyć potrzebuję umrzeć z czegoś. I ten lęk jest właśnie podszyty strachem przed umieraniem. Ale to nieuniknione. To przeznac