Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nie ma co płakać, tylko ruszyć d%*ę !!!


Witajcie dziewuszki ! Dzisiaj odbyłam ze sobą walkę. Znowu z głodommorrą. A raczej zachciankami. Robiąc zakupy w Biedronie, zobaczyłam czipsunie ! Nowy smaczek serowo czosneczkowy ! Zachowywałam się jak narkoman na detoksie. Krążyłam koło tej półki jak MIG. Jak JA - czipsomaniak, mogłabym nie spróbować nowego smaku !? Ale zaraz przypomniała mi się moja stara figura, i ta paczka czipsów w koszyku co wieczór. Wpierniczenie jej do piwa, a potem żal do siebie i łzy w oczach kiedy w sklepie rozmiar 42 był za mały i brzuch wylewał się ze spodni. Polazłam od razu do kasy. Bez czipsów, bez wyrzutów sumienia, tylko z pomidorami, serkiem wiejskim i uśmiechem. Uśmiechem, że teraz nie stałabym w tym sklepie w takich spodenkach, tej koszulce, gdyby nie to, że tyle ze sobą walczę, że ten napewno pyszniutki smak nowych czipsów, da radość tylko moim kubkom smakowym, a nie mojemu ciału, które przypominało worek ze smalcem. Byłam na zakupach odzieżowych wczoraj z moim nieślubnym, i byłam mega szczęśliwa, że bez problemu mogę ubrać rozmiar L, lub już w niektórych przypadkach nawet M, a nie wychodzić z chociażby reserved, gdzie max to niekiedy L, którą wciskałam i płakałam, że opięte jak bandaż, albo nie mogłam przecisnąć przez uda. Wróciłam z zakupów i zaczęłam wyjmować z szafy te moje wielkie tuniki, namioty ogrodowe i inne spadochrony i płakać mi się chciało, że tyle czasu zmarnowałam, żeby się pod nimi ukrywać. Tyle wiosen i gorących dni lata przełaziłam ukryta pod materiałami, ale wmawiałam sobie, że przecież dobrze wyglądam, modnie ubrana, z dobrą fryzurą. Co z tego? Jak udawałam, że na wakacje niby zapomniałam spakować stroju do torby, a wyjście na basen ze znajomymi kończyło się tym, że przez 2 godziny nie wyłaziłam z jakuzzi, żeby mnie nie widzieli. Co za wstyd, co zrobiło ze mną żarcie. Jaka byłam miękka i uległa. Fuck! Nigdy więcej. Nigdy wstecz !
 A tak poza tym u mnie po staremu, czyli waga stoi :( Ruszyło się coś o parę deko i dalej nic. A robię co mogę. Mój problem to chyba kupka :( Jem śliwki, kefirki, warzywka, a dalej mam problem z jelitem. Ehhh, człowiek się tylko męczy. Nie chcę stosować żadnej niby "naturalnej chemii", bo po tym jelita jeszcze bardziej się rozleniwiają. Myślę, że poniekąd moja praca to powód tego, że czasem muszę "zacisnąć poślady" i obsługiwać spragnionych pizzy :/ Ale
jeszcze 4 dni do naszego wyjazdu, i wtedy się rooooozzzzpppprężę  :)))) Buziak !!!!!


  • nat.witk

    nat.witk

    8 lipca 2011, 22:52

    a jednak 65 to przy dobrych wiatrach.. ;))

  • samdresik

    samdresik

    6 lipca 2011, 18:09

    I widzisz jaka jestes silna?! ja rowniez mam straszna ochote na czipsy, ale wiem, ze nie moogę... dziekuje za mily komentarz.

  • nat.witk

    nat.witk

    6 lipca 2011, 09:29

    jaki zajebisty wpis!!! :))) super motywujący. moim problem są słodycze, na ogól nie mam na nie ochoty, ale jak już mam to muszę się najeść - a to jakies 1000kcal.... masakra.,.. więc staram się jak najrzadziej :) co do twojego problemu to jedz naturalny błonnik - marchewki surowe, płatki owsiane, siemie lniane, kasza gryczana. najlepiej na sniadanie zjedz płatki owsiane z mlekiem lub jogurtem naturalnym, dosyp otręby, siemie lniane, ze 2 suszone sliwki. potem kawka lub herbta z mlekiem (tylko herbata musi byc dobrej jakosci) i póóóójdzie!! :)) pozdr