Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Przepraszam!

Hej dziewczyny!

Na początek muszę Was bardzo przeprosić za tak długą nieobecność... wiem że tłumaczenia są zbędne, tym bardziej że obiecałam Wam, że mimo pracy będę tu zaglądać i pisać.
Jednak mimo wszytko wyjaśnię dlaczego tak to wszystko wyszło. W październiku jak zaczęłam pracę, to najpierw miałam umowę zlecenie. Więc pracowałam maksymalną ilość godzin.Potem miałam umowę na 3/4 etatu. Do tego łączyłam uczelnię ( na której i tak bywałam bardzo rzadko) i siłownię. W listopadzie pół dnia spędzałam w pracy, pół na uczelni i siłownię do tego wciskałam.... i do tego jeszcze znajomi mieli do mnie pretensje, że nie mam dla nich czasu... masakra normalnie. Dlatego tez przepraszam i obiecuję poprawę. Sama sobie teraz obiecałam, że się poprawię i będę Was częściej odwiedzać.
W ogóle muszę Wam się przyznać, że dałam takiej dupy przez ostatni miesiąc że szok. Przytyłam ze 3 kg, przestałam chodzić na siłownię, zaczęłam więcej jeść i o! Smutek i depresja i znów większe zajadanie tego, że sobie tak popuściłam... :( ale może od początku zacznę jak to wszystko wygląda.
Więc zacznę od października:
Wszystko zaczęło się układać super. Zaczęłam pracę, chodziłam prawie codziennie na siłownię. Życie towarzyskie też mi się w miarę układało. Nie nudziłam się, było wspaniale. Aż do listopada...po wszystkich świętych miałam mały wypadek w drodze do pracy, niby nic poważnego, ale dostałam zwolnienie na 2 tyg.... no i siłownia też odpadła. Więc nie powiem że się załamałam... ale to był tez czas kiedy mogłam skupić się na mojej pracy inż.
Na uczelni siedziałam prawie całe dnie. Jak już mogłam wrócić do pracy to pierwsze co ruszyłam również na siłownię, bo nie mogłam bez tego żyć...:(
No i jak wróciłam do pracy, moja szefowa przesiadła mnie w inne miejsce niż dotychczas siedziałam...i tam poznałam fajnego faceta. Rozrabiakę i cwaniaczka na pozór.... w sercu misiaka przytulaka. Niestety jest jakoś świeżo po rozstaniu z laską ( zaręczeni byli), więc póki co niby się spotykamy, niby coś tam jest... ale czasami potrafi tak bez powodu się przestać odzywać.. wiem że ma jakiś problem i mnie to zaczyna niszczyć...
No i przejdźmy do grudnia.... Grudzień - sesja dla studentów na semestrze dyplomowym. Teraz w tym miesiącu to już w ogóle poległam z moimi postanowieniami. Dosyć że On mnie cały czas martwi. Boję się o niego, bo zaczął więcej pić, czasami tak jak już wspomniałam przestaje się odzywać, a potem nagle chce gdzieś ze mną wyjść... staram się być wyrozumiała, ale niszczy mnie to od środka. Tak jak już powiedziałam wcześniej do tego jeszcze sesja... i egz z angola ustnego ( w końcu musiało to nastąpić) i praca... i jeszcze zwolnienie Jego z pracy.... brak sił i motywacji.. i zajadanie problemów. I 3 kg więcej na wadze... ehhhh  i teraz święta. Jak tu odmówić takich pyszności? :(
No ale już po Świętach prawie więc mam nowe postanowienia na nowe życie... a wiecie co mnie zainspirowalo? Wczoraj dostałam życzenia od mojej przyjaciółki: Realizacji marzeń i szaleństwa w nowym życiu, bo przecież wigilia to nowe życie... i idąc myślą mojej koleżanki, wczoraj narodziłam się na nowo z nowym zapałem, motywacją i chęcią do działania. Dlatego tak jak już wspomniałam wcześniej zaczynam nowe życie i nowe postanowienia. Pierwsze postanowienie jest takie, że będę częściej odwiedzać Was moje kochane, bo dałyście mi tyle siły i motywacji, że nie w porządku jest z mojej strony, że tak Was opuściłam ( A w szczególności przepraszam za to moją Spalinę). Kolejne postanowienie, to pozbycie się tych nadprogramowych kg które przybyły! Dieta i siłownia i zadowolenie z siebie! Kolejny punkt do zrealizowania to rzucenie tych paskudnych fajek. Jestem już 6 dzień bez papierosów... niestety ciągnie mnie do palenia... ale wytrzymam :) No i dodam na koniec, że znów dałam się zmanipulować trochę mojej współlokatorce.... więc i kolejne postanowienie na nowy rok: Być sobą i nie dać się innym!

Podsumowując moją jakże długa przemowę: Przepraszam Was bardzo za moją nieobecność, obiecuję poprawę!

I zaczynamy nowe życie!
Trzymajcie się dziewczyny! :*

  • fitszarlottka

    fitszarlottka

    28 grudnia 2013, 18:09

    Powodzenia i wytrwałości:)

  • wiedzmaq

    wiedzmaq

    28 grudnia 2013, 14:38

    powodzenia, wytrwałości w tym co robisz i wiary w siebie! ;]

  • ania961

    ania961

    26 grudnia 2013, 12:15

    Gosiu! dajemy tu z siebie tyle ile możemy, klepac codziennie posta tylko by odwalić- nie wiem czy to byłoby ciekawe i wartościowe. Ale fajnie , ze jesteś. Ja też miło odbieram ten czas, kiedy Vitalijki pomagały mi latem przejść dzień po dniu.Jeśli chodzi o faceta- miesiąc to nie jest dużo, by wyrobić sobie zdanie czego oczekujesz po tej relacji. Daj sobie Gosiu więcej czasu i Jemu też. Ja przetrwałam zawirowanie związkowe dzięki maksymie "NIC NIE MUSZĘ". Jak coś fajnego i słodkiego ma się z tego zrobić, to tak byś ty czuła się szczęśliwa a nie przybita i pełna wątpliwości. Co do fajek to ja rzuciłam z Niquitinem mini po 26 latach palenia. Więc chyba pomagają, Skutkiem ubocznym jest uzależnienie od tic-taków. A współlokatorka.. cóż stary temat, ale dobrze, ze widzisz , kiedy jej się udaje. To kierunek by z powodzeniem to zmieniać. To działamy Gosiu !!