ten czas leci nie wiadomo kiedy.....
wczoraj troche poćwiczyłam na orbim i jakoś się kręci, dziś waga 63,5 () super, nawet wczorajsze brownie mi nie "zaszkodziło" - ale było na kolację z mężem (tak się kończą zakupy w Lidlu z amerykańskim tygodniem, bo zjadłam połowę tej tacki - ale tacka mała była...hihi)
teraz tak mi się porobiło, że popołudniami nie chce mi się jeść, wczoraj strasznie mnie ssało do południa, obiadek zjadłam już o 13:30, a kolacje w postaci ww. ciasta z kawą dopiero o 18:30.... i to nie był jakiś wyjątek - fakt, że normalnie obiad jem godzinę później, ale potem jeść mi się już tak bardzo nie chcę - cieszę się, bo pewnie dzięki temu jest mnie mniej
dzisiaj zakończy się częściowa laba, synowiec wraca do domu - od poniedziałku był u babci i dziś wieczorkiem zawita w domowe pielesze. Cieszę się, bo już się za nim stęskniłam, choć nie powiem ta cisza w domu - bezcenna ale już jej wystarczy....
dodatkowo się cieszę, bo jeszcze tydzień i 2 dni i małż ma 2 tygodnie urlopu i 1 sierpnia wyjeżdżamy - jak dzieciaki będą zdrowe (tfu tfu) - młoda dostała jakąś wysypkę, prawdopodobnie po baktrimie, ale ma sińce pod oczami i boję się że na wyjazd dodatkowo te górne jedynki będą się jej wyżynać, bo póki co to wyszły tylko dwójki, a dziąsła napięte....
ech żeby tylko nam nic nie pokrzyżowało planów, bo muszę odpocząć od tej codziennej rutyny...
och jakiś taki ten wpis smęcący, to pewnie przez tą paskudną pogodę za oknem, jestem cały czas śpiąca, a tam leje... młoda już też po 2 drzemkach, pewnie jeszcze 3 zaliczy...
miłego dnia mimo wszystko
kamasutra1977
20 lipca 2011, 14:32ucieczka od codzienności i rutyny jest niezbędna raz na jakiś czas