17 dzień. Do południa nie było prądu, trochę pokrzyżowało mi to plany, ale trudno, dałam radę. Marsz zaliczyłam, później wyjazd do miasta, pozałatwiać trochę spraw. Wróciłam do domu, był już prąd, teraz pierze się pranie, gotuję obiad dla siebie i małżonka. Przyznam, że jego obiad jest dzisiaj dużo smaczniejszy... placki ziemniaczane takie b. chrupiące, surówka, krupnik. A ja mam dorsza zapiekanego z warzywami i surówkę z buraczka.
Wieczorem jadę na aerobik wodny, bo zaraz mi karnet przepadnie i byłoby żal. Nie wiem, czy zmieszczę się w strój kąpielowy, okaże się wieczorem.