Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Aktualnie pani domu pełną gębą, potrafiąca wyłapać dodatkowe kilogramy nawet z powietrza.

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 998
Komentarzy: 9
Założony: 8 stycznia 2017
Ostatni wpis: 9 stycznia 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
GroszekZua

kobieta, 38 lat, Uk

160 cm, 80.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 stycznia 2017 , Komentarze (3)

Postanowiłam sobie, że w walce z moją wewnętrzną, leniwą kluchą, niezbędne będą ćwiczenia. Nie będę udawać, w ciągu ostatnich paru tygodni podjęłam próbę zmierzenia się z popularnym, 45-minutowym programem, umożliwiającym ćwiczenie w domu, jednak dość szybko się zniechęciłam. Głównie przez to, że kolejny raz chciałam za dużo, za szybko. Przez długi czas nie uprawiałam żadnego sportu, nic dziwnego więc, że nie byłam w stanie wykonać wszystkich ćwiczeń. Miałyście kiedyś takie wrażenie, że nie potraficie zmusić swojego ciała do czegoś? Jakby należało do kogoś innego. Na początku starałam się motywować tym, że z każdym kolejnym razem będę mogła więcej, ale ta motywacja szybko ustąpiła miejsca frustracji i złości na samą siebie, że doprowadziłam się do takiego stanu. Nie zrozumcie mnie źle, wiem, że to naprawdę potrafi dać pozytywnego kopa, po prostu u mnie się nie sprawdziło. Dlatego tym razem postanowiłam zaczynać dzień od prostego, 15-minutowego treningu na całe ciało (dostępnego na youtube). Wiem, że to krótko, ale chcę się przyzwyczaić do ruchu i troszkę się w ten sposób uzależnić od wysypu endorfin. Ludzie kochani, tyle teraz ćwiczeń w internetach, tyle programów, aż żal nie poszukać czegoś, co będzie do nas dobrze dopasowane :) Tak więc jak postanowiłam, tak miałam zamiar zrobić. Zwały tłuszczu, czując, że oto nadchodzi ich koniec, podjęły rozpaczliwą walkę. Kołdra nigdy jeszcze nie była tak ciężka, poduszki nigdy jeszcze nie były tak miękkie. Na samą myśl o tym, że "dziś jest ten dzień! Zaczynam realizację mojego planu!" poczułam się taaakaaaa zmęczona. Pojawiły się dobrze znane myśli "Eee, tak od środka miesiąca zaczynać? A w szafce są ciastka niedojedzone, zmarnują się, marnowanie jedzenia jest złe... Nawet nie zrobiłaś sobie ostatniego dnia przyjemności (czyt. obżarstwa, jakby szła wojna), a teraz już nie będziesz mogła...". I nagle nadeszło wybawienie! Z pomocą przyszedł mi sąsiad rozpoczynający remont. Dalsze spanie nie wchodziło w grę, gdy miałam wrażenie, że w mój mózg wwierca się wiertarka. Z tego co wiem sam remont ma potrwać około tygodnia, więc przez ten czas wiertarka moim sojusznikiem w walce o wymarzoną figurę. Kto by pomyślał...

8 stycznia 2017 , Komentarze (6)

Nadszedł czas, gdy wskazówka wagi ostatkiem sił wstrzymuje się przed dojściem do 90 kilogramów. Nie ułatwiałam jej ostatnio życia - zawieszenie pracy zawodowej na kołku, aktywność fizyczna ograniczona do ślamazarnego przemieszczania się między sklepowymi półkami... Łapię się na tym, że myśląc o swojej nadwadze, cały czas patrzę na siebie przez pryzmat tego, że przecież nie tak dawno byłam aż za chuda. Nadejście nowego roku uświadomiło mi jednak (z całą swoją brutalnością), że to 'nie tak dawno' to już w zasadzie ponad 10 lat temu, więc szanse na założenie tego ukochanego sweterka w rozmiarze S, pieczołowicie przenoszonego z szafy do szafy w ciągu ostatniej dekady są raczej żadne. Jestem serdecznie zmęczona tym, że pozostałe półki wypełniam ubraniami, których zakup nie był motywowany tym, że mi się podobają, tylko tym, że się w nie mieszczę. Zawsze tłumaczyłam się brakiem czasu, cały dzień wypełniała mi praca. Ale gdy dostałam od losu prezent w postaci prawie rocznego urlopu, nic z tym czasem nie zrobiłam. Zmarnowałam rok. ROK! 

Słabo mi się robi, od pojawiających się wszędzie postanowień noworocznych, zaś slogan "Nowy Rok - Nowa Ja!" wywołuje u mnie reakcję alergiczną. Ulice zaroiły się od noworocznych pasjonatów biegania (na szczęście tu, gdzie mieszkam, nie ma wielkich mrozów, bo przecież by im płuca pozamarzały), a znajomi wydają miliony monet na karnety, z których skorzystają parę razy, by potem zagrzebać je po cichu w czeluściach szuflady. A jednak proszę, oto jestem, zakładająca pamiętnik odchudzania w pierwszym tygodniu stycznia, neofitka zdrowego stylu życia, której hipokryzja wylewa się uszami jak za duży brzuch znad biodrówek. Co mnie najbardziej motywuje? Straszna wizja stycznia 2018 roku, w którym siedzę przed laptopem i piszę posta, w którym przyznaję, że straciłam kolejny rok.