Dziś opowiem Wam historię odchudzania mojej koleżanki, która -przynajmniej dla mnie jest zastanawiająca.
Na studiach poznałam Asię. Była dosyc pulchna, ale raczej kompleksy ją nie zdominowały, bo była duszą towarzystwa. Takie nasze słoneczko, zawsze uśmiechnięte, wesolutkie, zabawne;)
Asia jednak postanowiła się odchudzac, najpierw rzuciła słodycze, potem zaczęła jeśc coraz mniej i mniej, przeszła na kopenhaską - nie wytrzymała i co schudła to przytyła z nawiązką. Zaczęła cwiczyc i szukac kolejnej diety. Zaczęła miec "schiza" na punkcie odchudzania. Ciągle liczyła kalorie, najpierw mogło ich byc dziennie 1200, potem 1000, aż zeszła do 500. Doszło do tego, że jadła tylko rano jogurt naturalny, potem na obiad jabłko i tyle.
Asia ginęła nam w oczach, nie wiem ile ważyła, ale myślę, że około 50 kg. Waga potem stanęła, ona chciała schunąc jeszcze więcej, cały czas jej tłumaczyliśmy, że już wystarczy, ale gdzieś się pogubiła.
Z wesołej, zawsze uśmiechniętej dziewuszki stała się malutką, cichą myszką. Nie chciała nigdzie z nami wychodzic, coraz rzadziej pojawiała się na uczelni...
Rozmowy nic nie pomagały, Asia zamknęła się w sobie kompletnie.
I nagle okazało się, że Asia wychodzi za mąż. To był szok, ciche wesele, nikt nie znał jej chłopaka, w zasadzie nikt nie wiedział, nawet że go miała.
Po wakacjach Asia wróciła do nas z brzuszkiem;)
Wyglądała cudownie! Kwitnęła w ciąży;))) Spotkałam ją raz na uczelni, i oczywiście od razu wyraziłam mój zachwyt, na co ona w płacz...
Przez łzy powiedziała mi, że nie chce tego dziecka, że tyje, że wygląda jak potwór, że jej brzuch rośnie i rośnie, a ona nie umie sobie z tym poradzic. Je mało, robi brzuszki (!!!!!!!!!!!!!), a i tak tyje.
Jakoś udała się wyciągnąc na rozmowę po zajęciach, zaczęłam jej tłumaczyc, że to dla kobiety największe szczęście, cud i nie może odchudzac się w ciąży, bo zaszkodzi temu maleństwo. Zapewniłam ją, że schudnie po ciąży, ale przecież to nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest to maleństwo, które się w niej rozwija...
Od tamtej pory zaczęłyśmy miec częstszy kontakt, Asia w końcu za namową rodziców i męża poszła do psychologa i jakoś z tego wyszła. Potem urodziło jej się maleństwo, baliśmy się wszyscy że może ją dopaśc depresja poporodowa, ale nie! Asia oszalała na punkcie maleństwa, stwierdziła, że była głupia, że to ono powinno byc cały czas najważniejsze;)
Skończyła studia, nasze drogi się rozeszły. Często o niej myślałam, ale jakoś kontakt był marny.
I wiecie czemu o tym opowiadam?
Przyszła dziś do nas do redakcji w poszukiwaniu pracy;)
Wygląda rewelacyjnie!!! Jest wprawdzie grubsza niż ją zapamiętałam, ale ma sexowne ciało, jest modnie ubrana, pewna siebie, uśmiechnięta;)
Zaprosiłam ją do nas z mężem i małym Patrykiem na jutro. Bez wahania się zgodziła. Jestem ciekawa, jak potoczyły się jej losy, ale to wszystkiego dowiem się jutro. W każdym razie tak mi się nasuwa jeden wniosek: Asia wpadła w anoreksję i nie wiadomo co by z nią było, gdyby nie ten chłopak i ciąża. Na początku był to dla niej dramat, ale potem wstąpiła w nią taka siła! Bardzo się cieszę, że tak świetnie sobie poradziła;)
A co z moim dietkowaniem?
Na plus;)
Menu:
-jogurt z musli
-2*mandarynka
-pierś z kurczaka z surówką
-trochę sałatki greckiej
Ruch:
-uwaga! poranna gimnastyka;)
-spacerkiem do pracy i z pracy
Jest dobrze;)
Na studiach poznałam Asię. Była dosyc pulchna, ale raczej kompleksy ją nie zdominowały, bo była duszą towarzystwa. Takie nasze słoneczko, zawsze uśmiechnięte, wesolutkie, zabawne;)
Asia jednak postanowiła się odchudzac, najpierw rzuciła słodycze, potem zaczęła jeśc coraz mniej i mniej, przeszła na kopenhaską - nie wytrzymała i co schudła to przytyła z nawiązką. Zaczęła cwiczyc i szukac kolejnej diety. Zaczęła miec "schiza" na punkcie odchudzania. Ciągle liczyła kalorie, najpierw mogło ich byc dziennie 1200, potem 1000, aż zeszła do 500. Doszło do tego, że jadła tylko rano jogurt naturalny, potem na obiad jabłko i tyle.
Asia ginęła nam w oczach, nie wiem ile ważyła, ale myślę, że około 50 kg. Waga potem stanęła, ona chciała schunąc jeszcze więcej, cały czas jej tłumaczyliśmy, że już wystarczy, ale gdzieś się pogubiła.
Z wesołej, zawsze uśmiechniętej dziewuszki stała się malutką, cichą myszką. Nie chciała nigdzie z nami wychodzic, coraz rzadziej pojawiała się na uczelni...
Rozmowy nic nie pomagały, Asia zamknęła się w sobie kompletnie.
I nagle okazało się, że Asia wychodzi za mąż. To był szok, ciche wesele, nikt nie znał jej chłopaka, w zasadzie nikt nie wiedział, nawet że go miała.
Po wakacjach Asia wróciła do nas z brzuszkiem;)
Wyglądała cudownie! Kwitnęła w ciąży;))) Spotkałam ją raz na uczelni, i oczywiście od razu wyraziłam mój zachwyt, na co ona w płacz...
Przez łzy powiedziała mi, że nie chce tego dziecka, że tyje, że wygląda jak potwór, że jej brzuch rośnie i rośnie, a ona nie umie sobie z tym poradzic. Je mało, robi brzuszki (!!!!!!!!!!!!!), a i tak tyje.
Jakoś udała się wyciągnąc na rozmowę po zajęciach, zaczęłam jej tłumaczyc, że to dla kobiety największe szczęście, cud i nie może odchudzac się w ciąży, bo zaszkodzi temu maleństwo. Zapewniłam ją, że schudnie po ciąży, ale przecież to nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest to maleństwo, które się w niej rozwija...
Od tamtej pory zaczęłyśmy miec częstszy kontakt, Asia w końcu za namową rodziców i męża poszła do psychologa i jakoś z tego wyszła. Potem urodziło jej się maleństwo, baliśmy się wszyscy że może ją dopaśc depresja poporodowa, ale nie! Asia oszalała na punkcie maleństwa, stwierdziła, że była głupia, że to ono powinno byc cały czas najważniejsze;)
Skończyła studia, nasze drogi się rozeszły. Często o niej myślałam, ale jakoś kontakt był marny.
I wiecie czemu o tym opowiadam?
Przyszła dziś do nas do redakcji w poszukiwaniu pracy;)
Wygląda rewelacyjnie!!! Jest wprawdzie grubsza niż ją zapamiętałam, ale ma sexowne ciało, jest modnie ubrana, pewna siebie, uśmiechnięta;)
Zaprosiłam ją do nas z mężem i małym Patrykiem na jutro. Bez wahania się zgodziła. Jestem ciekawa, jak potoczyły się jej losy, ale to wszystkiego dowiem się jutro. W każdym razie tak mi się nasuwa jeden wniosek: Asia wpadła w anoreksję i nie wiadomo co by z nią było, gdyby nie ten chłopak i ciąża. Na początku był to dla niej dramat, ale potem wstąpiła w nią taka siła! Bardzo się cieszę, że tak świetnie sobie poradziła;)
A co z moim dietkowaniem?
Na plus;)
Menu:
-jogurt z musli
-2*mandarynka
-pierś z kurczaka z surówką
-trochę sałatki greckiej
Ruch:
-uwaga! poranna gimnastyka;)
-spacerkiem do pracy i z pracy
Jest dobrze;)
haniad28
28 marca 2012, 09:40Czasami właśnie tak kończy się historia... Nie zawsze dobrze... Trzymaj się ;)
wb1987
27 marca 2012, 15:33Dziękuję:* mam nadzieję, że podołamy temu wszystkiego i jakoś posklejamy wszystko na nowo do kupy. wow, jaka historia:) jak spotkanie z Asią?:)
cogitata
20 marca 2012, 18:55ładna historia.. jak z filmu:)