Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Raczej upadki niż wzloty.


Niezdany egzamin na prawo jazdy tylko pogłębił dołek w jakim się znalazłam. Postanowiłam się pocieszyć w najgorszy możliwy sposób - tak, zgadłyście... Jedzeniem.

Niby cały czas mówię "od jutra" a później wytrzymuję po dwa dni.. Później 2 dni znowu dosładzam sobie życie i znowu walczę. O dziwo, dużo mi jeszcze nie wróciło. Jeszcze.

Nie wiem gdzie mam szukać motywacji, co robić. Właśnie mi się przypomniało, że motywacja to nie to czego potrzebuję. Brakuje mi silnej woli. Dlaczego? To nie jest tak, że nie chcę. Ale może niewystarczająco mi zależy? W takim razie co zrobić, żeby zależało mi bardziej?

Cały czas próbuję przetłumaczyć mojej pustej głowie, że chcę schudnąć, że od zawsze o tym marzę. Problem w tym, że jej najsprawniejszą częścią jest otwór gębowy, który w przeciwieństwie do mojego mózgu ciągle się zapełnia.

Jak chcieć tego bardziej? Podobno powinniśmy chcieć naszego celu tak samo jak oddychać - wtedy na pewno się uda. Chyba nie potrafię marzyć o tym tak bardzo, ale czy to znaczy, że na to nie zasługuję?

I nie mówcie mi proszę, że powinnam obniżyć poprzeczkę... Potrafię schudnąć, udowodniłam to już sobie. Wiem, jakie popełniam błędy. Znam swoje słabe strony. Znam też mocne. Wiem, że moje marzenia są realne. 

Mimo to bezustannie rujnuję sobie życie bez żadnego konkretnego powodu.