Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Stanęłam na nogi.


:DW sobotę nareszcie wyszłam z łóżka <3(balon)(slonce)z czego się bardzo cieszę. Postanowiłam pospacerować choć troszeczkę. Było super, chociaż "troszeczkę" i zakończone położeniem się ze zmęczenia do łóżka. Za to wczoraj całe pół godziny przekładania nóżkami na świeżym powietrzu (puchar). Dzisiaj też ociupinkę przekładałam nóżkami pełnymi zakwasów. Zaczęłam się zastanawiać co dalej?! Bo oczywiście serce woła"Skalpel" Chodakowskiej a rozsądek - babo, weź się ogarnij, na wszystko przyjdzie czas, jeszcze za słaba jesteś. Zastanawiałam się , po co piszę ten pamiętnik skoro efektów specjalnych nie mam, zaczęłam w trudnym czasie choroby, nie mam sił na cardio..itd..itp.Odpowiedź mam taką, że próbuję zaakceptować siebie taką jaka jestem, z moim pragnieniem o schudnięciu i daniem sobie czasu na realizację celu dostosowanym do możliwości. Na tym koniec. Czas do łóżeczka. Jest wczesna godzina, ale nie ma co nadwyrężać organizmu. Wszak trzeba dążyć do Skalpela Chodakowskiej a nie powrotu do leżenia. Ciekawe czy są tu ludzie, którzy nie ćwiczą a chudną?