W sobotę nareszcie wyszłam z łóżka z czego się bardzo cieszę. Postanowiłam pospacerować choć troszeczkę. Było super, chociaż "troszeczkę" i zakończone położeniem się ze zmęczenia do łóżka. Za to wczoraj całe pół godziny przekładania nóżkami na świeżym powietrzu . Dzisiaj też ociupinkę przekładałam nóżkami pełnymi zakwasów. Zaczęłam się zastanawiać co dalej?! Bo oczywiście serce woła"Skalpel" Chodakowskiej a rozsądek - babo, weź się ogarnij, na wszystko przyjdzie czas, jeszcze za słaba jesteś. Zastanawiałam się , po co piszę ten pamiętnik skoro efektów specjalnych nie mam, zaczęłam w trudnym czasie choroby, nie mam sił na cardio..itd..itp.Odpowiedź mam taką, że próbuję zaakceptować siebie taką jaka jestem, z moim pragnieniem o schudnięciu i daniem sobie czasu na realizację celu dostosowanym do możliwości. Na tym koniec. Czas do łóżeczka. Jest wczesna godzina, ale nie ma co nadwyrężać organizmu. Wszak trzeba dążyć do Skalpela Chodakowskiej a nie powrotu do leżenia. Ciekawe czy są tu ludzie, którzy nie ćwiczą a chudną?