Minęło 7 dni.
Bez słodyczy.
Bez podjadania.
Bez obsesyjnego myślenia o jedzeniu.
Bez słodkiego picia.
Bez masła, żółtego sera, białego pieczywa.
35 przemyślanych posiłków.
Ja sobie tego nie zaplanowałam. Ja po prostu do tego dojrzałam. Tyle razy widziałam się w lustrze, tyle razy myślałam, że nie mogę dłużej tak wyglądać. Co się stało, że akurat w tamtą środę po powrocie z centrum handlowego nie sięgnęłam po typową dla mnie kolację, tylko wzięłam jogurt naturalny? Co takiego było w tych lustrach, przecież widziałam ich setki. Od 30 lat patrzę na siebie taką, jaką jestem i nie mam motywacji do zmian. Próbowałam wiele razy, ale zawsze próbowałam "od poniedziałku". No bo przecież trzeba zaplanować, rozpisać. A w międzyczasie nażreć się na zapas.
To przyszło samo od kolacji w tamtą środę. I trwa. I nie boli. I nie kusi. To nie jest dieta, odchudzanie. To jest zmiana, która zaszła w mojej głowie. Teraz jestem gotowa na zmiany mojego ciała. To będzie długi proces, wiem o tym. 30 lat byłam tłuścioszkiem to co, nie wytrzymam jeszcze kilku miesięcy? Wytrzymam, spokojnie. Nigdzie mi się nie spieszy...
Nelawa
23 maja 2019, 13:50najkorzystniejsze podejście. może i ja bym spróbowała? tylko, że ja muszę mieć konkretny cel. powodzenia
CookiesCake
23 maja 2019, 08:37Powoli do celu :-) powodzenia