No bo ileż można! Dietę zaczynam praktycznie co poniedziałek i trudno jest mi się jej trzymać nawet przez dzień. Rano jest jeszcze ok, ale popołudniami zaczyna się koszmar. Sama myśl o tym, że mam wrócić do domu i ćwiczyć dołuje mnie, natomiast wizja batonika wręcz przeciwnie. Gdy po takim dniu patrzę w lustro, mam ochotę je stłuc, czuję się okropnie winna, ale nie potrafię tego zmienić. I tak jest dzień w dzień... Pomóżcie znaleźć mi motywacje i chęci do ćwiczeń, zanim stoczę się w dół jakim jest otyłość!
Jakie są wasze metody na zmuszenie się do ćwiczeń? Jak pokochać sport i zdrowe jedzenie?