Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
6*N = Nikt Nigdy Nikogo Niczego Nie Nauczył


dzisiaj się natknąłem na taki tekst: "jest taka podstawowa zasada 6*N - nikt nigdy nikogo niczego nie nauczył 

bo każdy sam musi się nauczyć i przekonać".

No i coś w tym jest.
Trochę mnie irytuje, że ludzie powtarzają czyjeś błędy, powielają powtarzane schematy.  To że coś jest non stop powtarzane w mediach głównego nurtu - nie oznacza to prawdy.  Ile razy by nie powtórzyć kłamstwa - to dalej będzie to kłamstwo.  Z tym że słuchając ciągle tego samego - przyzwyczajamy się do tego, oswajamy się z tym, zaczynamy myśleć, że to jest nasze zdanie.  

"Margaryna jest zdrowa, tłuszcz jest niedobry, większość posiłków powinno się składać z węglowodanów, pij dużo wody, nie wychodź na słońce, szczególnie jak świeci, itp ..."
Nie próbuję nawet mówić, że masło jest lepsze, że tłuszcze są potrzebne, że im mniej węglowodanów w diecie, tym lepiej, że cholesterol nie musi być zły, że spożycie wody jest zależne od spożywanych posiłków i trybu życia, że słońce pomaga przy tworzeniu wit. D3 w naszym organizmie, która jest pomocna ... bo to jest odbierane jako atak na ich wiarę.  Oni wierzą w co innego.  Próbuję więc łagodniej - pytając - dlaczego tak uważają, skąd się wzięły ich opinie i czy znajdują one odzwierciedlenie.  Próbuję po prostu rozmawiać, ale raczej ludzie nie słuchają, co mam do powiedzenia. Sami też nie potrafią wytłumaczyć swoich wierzeń, poglądów.  Często jeśli ktoś już próbuje rozmawiać, kończy rozmowę słowami - "nie wiadomo tak naprawdę co jest zdrowe, więc będę jadł, jak się nauczyłem."

W sumie to nie powinno mnie to dziwić.  Jeśli coś jest mocno zakorzenione w naszej głowie, ciężko się wyrwać z takiego myślenia.  Marudzę, że inni nie chcą słuchać, ale sam w niektórych przypadkach, nie jestem otwarty na dyskusję:

-"(...) już starczy, nie ma sensu pić więcej...:
-"Nie starczy... jeszcze jedna butelka... albo dwie..."

A to było już zbędne ;) IYKWIM 
Ale ja nie chciałem słuchać żadnych argumentów.  Wierzyłem, że wiem lepiej.

W skrócie to chodzi mi o to, że rozumiem, dlaczego ludzie nie wierzą w prawdę i dlaczego nie chcą czasem nawet dyskutować o niektórych sprawach.  Niektóre sprawy są tak zakorzenione w naszej psychice, że ciężko o nich myśleć z innej perspektywy.  Ale wiele rzeczy można sprawdzić i się przekonać - nie trzeba po prostu ślepo wierzyć.  I rozumiem wygodny slogan: "Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli", ale jeśli jest tylko możliwość zobaczenia - to wypadało by z niej skorzystać.

Wyobraźcie sobie czy lepiej wierzyć, że można schudnąć czy lepiej spróbować, że się da?  Na to pytanie każdy powinien sam sobie odpowiedzieć, co sprawia im większą radość.

Jeśli coś daje negatywne rezultaty, to nie ważne ile razy się to powtórzy - rezultaty będą takie same.  Żeby zmienić rezultaty, trzeba zmienić sposób postępowania.