Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
motywacja - ciekawe czy odpowiednio silna.


Ostatnio  jestem obojętny na wszystko.  Nie wiem czy to dobrze czy nie dobrze.  No właśnie - nawet nie uważam, żeby było to coś złego.  Ale wydaję mi się, że przydało by mi się trochę emocji, więc obojętność nie jest na dłuższą metę zbyt pożądana.  Być może nie przejmuję się wszystkimi złymi rzeczami, które spotykam na drodze, ale nie cieszą mnie też dobre rzeczy.  A więc nie mam motywacji do działania.  Bo nawet efekty czegokolwiek nie potrafią mnie usatysfakcjonować.  A więc nie szukam żadnej drogi.  Nie zmierzam w żadnym konkretnym celu.  Stanąłem z boku i obserwuje innych.  Czuję się jakbym już szedł tą drogą i wszystkimi pobliskimi.  Więc tylko stoję w miejscu, a plansza się zmienia wokół mnie.  Jak to Sokół śpiewał o MarioBros.  Tak właśnie się czuję.

Nie muszę wchodzić na wagę, żeby wiedzieć ile ważę.  Mogę się pomylić o około 0,5kg.  Przydało by się zrzucić trochę dla lepszego komfortu i samopoczucia przynajmniej... ale w sumie to od paru dni leże i nic nie robię, więc po co.  Byłem wczoraj na basenie, ale nie czułem jakiejś potrzeby, a później zadowolenia, po prostu nie chciałem siedzieć w domu.

Ale właśnie znalazłem sobie motywacje.  Za półtorej miesiąca idę na ślub.  A więc trzeba będzie zrzucić coś, żeby nie urwał się guzik w marynarce. A więc od dzisiaj włącznie - nowe zasady:  odstawiam słodycze, nie jem przed snem, postaram się więcej zieleniny, a mniej ... powiedzmy smażonego i fasfudów, więcej ruchu.  No i już samym pisaniem się pozytywnie nakręciłem, że postanowiłem zrobić coś nie związanego z tematem: posprzątam pokój.  Obejrzałem wszystkie odcinki serialu, który mnie ostatnio pochłonął, więc powinienem się oderwać od komputera.  Włączę muzykę i poćwiczę. Ale najpierw pojadę na targ po zakupy - jajeczka wiejskie, mleczko swojskie, może ogórki kiszone ... hmmm - chyba będę musiał samochodem jechać, żeby się  tym zabrać. A planowałem rowerem.  A może rowerem, wezmę jajka, a po resztę jutro pojadę.

A tak z innej beczki.  Dawno nie pisałem żadnych listów, esejów ani nawet wpisów w tym pamiętniku i ... wypadły mi z głowy niektóre słowa.  Dzisiaj musiałem wpisać do słownika ang-pol słowo "on demand", bo wypadł mi polski odpowiednik, którego chciałem użyć "pożądane".  I tu ponownie potwierdza się, że to czego nie używamy, zanika.  Jest tak z naszymi mięśniami, ale również z językiem.  Ale wszystko można odbudować, jak już znów się zacznie używać, A więc no stress: