Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
zaczynam teraz! jestem zmotywowany, sprawny i
zdrowy


Miałem dodać tytuł wpisu: "Jak mam się zmotywować, zabrać za siebie, wyjść z zamkniętego kręgu?", ale stwierdziłem, że skoro tutaj znowu zajrzałem, to ten moment, w którym postanowiłem znowu coś zmienić.  Wróciłem do wagi sprzed skręcenia kolana.  Teraz jest pełny krąg.  99kg było ostatnio ... musiałem zajrzeć do zdjęć, żeby sobie przypomnieć: na początku 2009, później przez pół roku zrzuciłem 30kg i teraz po ponad 6 latach znów to samo ... a może nawet gorzej, bo dwa miesiące temu było 104kg ... nic specjalnego nie robiłem, żeby to zmienić, bo byłem w pracy w delegacji, a jak wróciłem, to się ustabilizowało na starym 99kg.  

Czuje się niby dobrze, ale jak przypomnę sobie jak sie czułem 30kg wcześniej, to uznaję, że wcale się dobrze nie czuję.  Jestem ciagle zmęczony, brak kondycji, nic mi się nie chce.  Mogłbym leżeć cały dzień i nie robić nic konkretnego, szybko się nudzę.  

A więc postanowione:  codziennie przynajmniej godzina wysiłku fizycznego, jedzienie tylko do 15, no i butelka z woda zawsze w reku, zeby "zapijać" łakomstwo.  Będzie ciężko, szczególnie w pracy.  Ale postanowiłem, że w czerwcu się zwalniam, na wakacje, a więc tylko kilka miesięcy się przemęcze z niewysypianiem się, bo planuję ćwiczyć z rana.  

Już czuję się lżejszy i czuję się lepiej.  Znowu wchodzę w swój stary garnitur sprzed 30kg.  Nie wiem czy zejdzie mi z tym 6 miesięcy jak ostatnio ... podejrzewam, że dłużej, gdyż wtedy byłem na zwolnieniu - miałem czas na wszystko - bieganie, basen, rower, przygotowywanie fikuśnych sałatek ... teraz nie będę miał na to wszystko czasu, przynajmniej do wakacji ... a więc podejrzewam, że dłużej.  W pracy się nie przemęczam fizycznie ... 15 godzin dziennie siedzenia na dupie.  

A więc jak już jestem zmukły i wysportowany, mogę wstać z łóżka i zjeść śniadanie, skoro jest jeszcze przed 15 ... a poźniej rower... a może tylko rower? ... wczoraj do 1szej w nocy grillowałem - to jak śniadanie ;)

  Trzymajcie kciuki :D

edit: ps. tak sobie myślę, że to 104kg mnie zmotywowało, to takie odbicie się od dna

  • Shackles

    Shackles

    28 lutego 2016, 17:47

    Jako mężczyzna, który planuje jeszcze wysiłek fizyczny codziennie, jedzeniem do 15 zrobisz sobie krzywdę. Nic innego, tylko krzywdę. Jesteś dorosły, więc nie rób takiej durnej bzdury, limity jedzeniowe do 15 czy 18 to mity dla nastolatek pro-ana :) Nie daj zrobić swojemu ciału kuku, nie wpadaj w paranoję. Z całego serca życzę Ci powodzenia, chudnij z głową. Nie ma nic lepszego niż zauważyć poprawę nastroju, więcej siły i energii!

    • JAtoJAa

      JAtoJAa

      23 listopada 2016, 17:47

      Nie wiem, kto to nastolatka pro-ana, jednak nie wydaję mi się, bym zrobił sobie krzywdę takim trybem. Szczególnie biorąc pod uwagę, że już tak kiedyś ok.6-12 miesięcy funkcjonowałem... ale masz rację - najważniejszy dobry nastrój, samopoczucie, siła, energia. Tyma razem odpuściłem sobie to. Innego podejścia próbuję ... oczywiście takiego, żeby zgadzało się z powyższymi - ma być zauważalna poprawa!

  • ar1es1

    ar1es1

    28 lutego 2016, 15:45

    Czemu jedzenie tylko do 15stej-coz to za mit?Spokojnie mozna jesc pozniej ale w mysl zasady-im pozniej tym mniej weglowodanow;) Trzymam kciuki!

    • JAtoJAa

      JAtoJAa

      23 listopada 2016, 17:43

      Dzięki. Z 2 powodów do 15. -Po 1sze: "intermitent fasting". Organizm jak nie musi trawić, skupia się na regeneracji. -Po 2gie: w 2009 zgubiłem 30kg. 1kg na tydzień wtedy chudłem. Jadłem do 13 tylko. Nie było to zdrowe, ale tylko dlatego, że zero mięsa wtedy przy okazji, do tego ćwiczenia - basen, rower, bieganie. Jeśli chodzi o węglowodany, to staram się unikać. Jednak czasem mnie najdzie na jakiś dobry chrupiący chlebek, wiem jednak , że nie są dobre. Im mniej, tym lepiej. PS. Aktualnie nie mam takiego celu. Nie mam takiej silnej woli, jak wcześniej. Wolę zjeść o 18, niż później się męczyć z uśnięciem bo tylko o jedzeniu myślę, albo nie wytrzymać i zjeść o 23. Teraz priorytet dla mnie to ruch.

    • ar1es1

      ar1es1

      23 listopada 2016, 17:57

      "tłuszcz się pali w ogniu węglowodanów":P No i mimo,ze facetom się rzadziej zdarza to jednak poniżej 150g węgli dziennie to zabójstwo dla tarczycy

    • JAtoJAa

      JAtoJAa

      23 listopada 2016, 18:24

      Czemu uważasz, że 150g węgli to minimum. Wg Lutza i jego badań 72g dziennie to max. Przy większej ilości tarczyca ma "przekichane". Musi non-stop produkować enzymy obniżające poziom cukru, co prowadzi do przerostu tarczycy i jej osłabienie. I skąd to cudzysłowie, że "tłuszcz się pali w ogniu węglowodanów"? Najgorsza możliwa dieta - węgle+tłuszcz. Jeśli węgle, to mało tłuszczu, na przykładzie diety japońskiej.

    • ar1es1

      ar1es1

      23 listopada 2016, 18:49

      Ja właśnie po diecie nisko węglowodanowej nabawiłam się niedoczynności tarczycy...A co do węgli i tłuszczy wystarczy wybierać dobre źródło tych ostatnich.

    • ar1es1

      ar1es1

      23 listopada 2016, 18:50

      Komentarz został usunięty

    • JAtoJAa

      JAtoJAa

      23 listopada 2016, 22:49

      niedoczynnosc tarczycy po niskoweglowodanowej? hmmm ... mozesz cos szerzej na ten temat napisac? bo nie potrafie sobie wyobrazic. na czym padla tarczyca? czego brakowalo, tzn czego nie produkowala? a jesli chodzi o dobre zrodla tluszczy, to zawsze trzeba wybierac dobre ich zrodla, nawet na niskoweglowodanowej, nie tylko w przypadku polaczenia tluszcz+cukier.

    • JAtoJAa

      JAtoJAa

      23 listopada 2016, 22:54

      PS. jesli chodzi o wegle, to tez wybieralbym dobre zrodla. aktualnie nawet nie licze, ale podejrzewam, ze sporo spozywam, bo codziennie pije soki. wyciskam glownie z jablek i marchwii, a tam cukrow duzo. ale chodzi mi o to, ze wole takie wegle, niz bialy cukier, maka albo inne syropy glukozowo-fruktozowe w produktach spozywczych.