To się nazywa efekt kuli śniegowej.
Siódmego dnia zjadłam jedno ciasteczko z czekoladą. Nie zaszkodzi przecież... Potem zjadłam kolejne ciasteczko. Potem batona. Potem jagodowe Danio. I na koniec grzech najcięższy - ziemniaczanego placka!
Pierwszego dnia P+W czekała mnie podróż, zjadłam serek homogenizowany z pomidorami, sporo piłam, na miejscu kupiłam serek wiejski lekki z biedronki, potem grzecznie chrupałam "chipsy" - mix sałat (rucola jest pyszna!). Potem do akcji wkroczyła mama i armia 6 krówek Wawel w natarciu pokonała moją silną wolę. Dzień zakończyłam pomidorkiem i twarogiem. I... plackiem ziemniaczanym.
Dzisiaj dzień P. Zjadłam na razie serek homogenizowany z tuńczykiem. Mam w torebce jeszcze mały jogurt Jovi 0%, cynamon i wędlinę z indyka. Po pracy idę na jakieś zakupy i obawiam się, że mama (z nią idę) znowu przekopie się przez moje murki obronne. Pewnie zgłodnieję, a w domu nie będzie chciało mi się gotować - a mam gotowane potrawy w jadłospisie i... ech...
Poza tym trzeba też coś na jutro upichcić, a jestem śnięta i mam nieposprzątane, a rano znowu trzeba wstać...
Motywacja spada.
Fazę naprzemienną rozpoczęłam w niedzielę 20 marca z wagą 72,7 kg. Od teraz będę ważyć się co tydzień. Niestety spadek w fazie uderzeniowej nie był spektakularny - choć się z niego cieszę - i sądzę, że teraz też będzie powolny.