Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
And I just can't keep livin' this way... Krótko.


And I just can't keep livin' this way,
So startin' today I'm breakin' out of this cage
I'm standin' up, I'ma face my demons
I'm mannin' up, I'ma hold my ground
I had enough, now I'm so fed up
Time to put my life back together right now...




Piąty dzień za mną Czuję się dobrze. Wierzę w siebie, wierzę w to, że wytrwam.

Dzień 4 (40-dniowe wyzwanie) 
Zabawne, ale czuję się coraz lepiej, może dlatego, że mam wrażenie, że waga się zmniejsza Ale generalnie, jak prawdopodobnie większość z nas czuję, że wewnątrz mnie siedzi szczuplejsza i zgrabniejsza osoba, która tylko czeka na wypuszczenie. Z obecną wagą nie jestem w stanie robić wielu rzeczy, na które mam ochotę, choćby uprawiać seksu w wymyślnych pozycjach Nie akceptuję też moich fałdek, które nie dodają mi uroku i nie pozwalają chodzić w fajnych ciuchach... o! Nie mogę nawet chodzić na obcasach (co jest sexy i kobiece), bo moje stopy nie wytrzymują obciążenia!  Konkluzja jest taka: moje obecne ciało ogranicza mnie w tym, kim jestem i co robię.

Dzień 5 (40-dniowe wyzwanie) 
Hehe, odchudzam się "od zawsze", mimo że najlepsze rezultaty osiągnęłam nie odchudzając się xD Pewnego dnia ważyłam 66 kg, mimo że nie zwracałam uwagi na dietę ani na ćwiczenia, to się samo stało się Obecne poważniejsze wzięcie się za siebie zaczęło się jakoś na jesieni, przełom października/listopada, tak myślę. Postanowiłam kolejny raz zawalczyć o siebie, dlaczego? Tak dokładnie to nie pamiętam, prawdopodobnie po to, by "wreszcie schudnąć" To był wstęp, a wyznaczenie celów nastąpiło w Nowy Rok I tak to się kręci (pobudka, marsz do robót...)