Jednym z efektów skrupulatnego zapisywania każdego kęsa, gryza, liza jest to, że po krótkiej analizie jasno widać, czego jest za dużo i że coś za bardzo lubię. Bez zapisywania, bez wczytywania się nałogowego w etykiety z kalorycznością dalej bym tkwiła w smacznej nieświadomości.
Od paru dni ograniczam sery i serki, zwłaszcza te smarowalne. Nie zamierzam całkiem odstawić, bo nie widzę powodu, by "jedzenie na diecie" nie miało sprawiać przyjemności. Ale tak przez pół ilość, czemu nie?
Poza tym porównałam zapotrzebowanie kaloryczne osoby jeżdżącej codziennie na rowerze i osoby niejeżdżącej, poruszającej sie komunikacją. Niby gdzies mi w głowie brzęczało, że brak Różowej może odbić sie na wyglądzie, ale że na wadze??? Natomiast ujrzana taka informacja drukiem, hmmm.
No nic, serki ograniczone. Zaczęta dziś następna seria rehabilitacji, za 4, max 5 tygodni będę gotowa wrócić na rower. Niby każdego dnia jest większy zakres ruchu, ale nie utrzymałabym kierownicy w czasie mocnego skręcania w lewo. Ani nie zasygnalizowałabym odpowiednio manewru skretu w prawo. Jeszcze trochę...
Magdalena762013
30 października 2018, 17:46Najważniejsze, ze czujesz sie uświadomiona!!!
tagitelle2
30 października 2018, 00:38jeszcze troche ! wracaj do zdrowia jak najprzyjemniej to mozliwe
uliczka7
29 października 2018, 18:46Witaj Jolu :) Kuruj się szybko - Różowa czeka na Ciebie :)
kitkatka
29 października 2018, 17:46Zjadam serek smarowalny cały ale za to sam albo z jakimś warzywkiem. Tylko, że ja nie przepadam za pieczywem i może dla mnie nie istnieć. Zdrówka Jolu. Buziol
mada2307
29 października 2018, 16:33Moim zdaniem MŻ to najprostsza, a zarazem najtrudniejsza w realizacji, dieta. Najskuteczniejsza do tego i raczej oporna na jojo. Silna wola i żelazna dyscyplina... efekty murowane. Wiem, przećwiczyłam to 9 lat temu. Skutecznie. Pozdrawiam!