Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Odchudzanie, czyli jak było i jest


Generalnie odchudzanie zawsze kojarzyło mi się z wyrzeczeniami - tego nie wolno, tamtego nie wolno, nic tylko wcinać kurczaka i warzywa na parze. Nie brałam się za taką dietę, bo znam siebie i wiem że długo bym nie wytrzymała - a nawet jeśli, po diecie wróciłabym do starego sposobu odżywiania i wszystko by wróciło z nawiązką.
Dawno temu stosowałam dietę niełączenia, ale była ona strasznie uciążliwa. Mieszkałam wtedy jeszcze z rodzicami i każdorazowy posiłek był problemem, bo jak tu na przykład nie zjeść kotleta z ziemniakami? Albo kromki chleba z serem? Wytrzymałam na tej diecie dwa tygodnie, przez które zrzuciłam 5 kilo. Zadowolona pojechałam na wakacje, a po powrocie z nich jakoś już nie wróciłam do diety.

Niedawno próbowałam ją powtórzyć, niestety z marnym skutkiem. Ważąc się na niezbyt dokładnej wadze widziałam, że waga stoi w miejscu, co niespecjalnie motywowało mnie do odchudzania. Kiedy zważyłam się na dokładniejszej wadze, lekko się przeraziłam - ważyłam o 10 kilogramów więcej niż kiedykolwiek. Kiedy to się stało? Jak? Przecież się nie obżeram, jadam 3-4 posiłki dziennie, chodzę czasem na siłownię, basen... Kiedy szok minął, siadłam i zrobiłam rachunek sumienia. Ciasta i stołówkowe obiady zjadane w pracy, śniadania "na szybko", czyli skok po drodze do piekarni po drożdżówkę i sok, kolacje późno i obfite, bo po obiedzie zdążałam zgłodnieć, tu czekolada, tam ciastka, jeszcze piwo i do tego koniecznie frytki i nachosy.... ohoho. Może faktycznie ostatnio dałam czadu. Biorąc pod uwagę, że nie kontrolowałam swojej wagi faktycznie mogłam przybrać, ale żeby aż tyle? :(

Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Postanowiłam sobie dietę MŻ :) Zbiłam 3 kg i waga stanęła. Poszukałam o co może chodzić - wyszło mi, że czasem tak się dzieje, że na początku diety organizm gubi głównie wodę a potem, jeśli kaloryczność diety jest za niska zaczyna maksymalnie wykorzystywać wszystko z pożywienia. Przeliczyłam wartość moich posiłków - 700 kcal. Swoim zwyczajem przegięłam w drugą stronę :D Zrobiłam sobie dzień totalnego luzu - zjadłam kawałek czekolady, poszłam do koleżanki na piwo, lody i chipsy, po czym zaplanowałam sobie dalszy ciąg diety. Wyliczyłam, ile powinnam spożywać kalorii na normalne funkcjonowanie w ciągu dnia (~2050 kcal, praca siedząca), ile w tym kalorii mój organizm zużywa na podtrzymanie funkcji życiowych (~1460 kcal), po czym postanowiłam nie schodzić poniżej tej ostatniej wartości. Aktualnie staram się zachować następującą wartość kaloryczną:

śniadanie - 400 kcal,

II śniadanie - 240 kcal,

obiad - 500 kcal,

podwieczorek - 160 kcal,

kolacja - 300 kcal,

co daje mi w sumie dietę 1600 kcal. Wybrałam taką dietę, ponieważ zaczęłam ostatnio dużo ćwiczyć - 3-4 razy w tygodniu siłownia/bieganie/basen, planuję jeszcze kupić rower.

Dodam, że kalorii nie liczę jakoś super dokładnie. Korzystam przy tym ze strony