Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
wyzwanie dzień 1


    Dzień pierwszy nie jedzenia słodyczy zaliczony. Cieszę się tym bardziej, że tata znów przyniósł jakieś rodzynki w czekoladzie i tradycyjnie wafelka grześka. Ja nie wiem co on z tymi grześkami ma. W sumie jak mieszkałam sama to nie miałam jakiegoś dużego problemu ze słodyczami, bo po prostu nawet nie chciało mi się wieczorem ubierać i specjalnie po nie iść do sklepu, ale w tu słodycze same przychodzą do domu :|... No nic trzeba się nauczyć opierać pokusie :)

     Coś mi waga spada i obawiam się że to niestety nie tkanka tłuszczowa, a mięśnie spadają. Nie ma co się oszukiwać ruszam się znacznie mniej. Mimo że wcześniej nie ćwiczyłam regularnie, to jednak ruch był naturalną częścią życia w Krakowie. A to tenis z chłopakiem a to rolki rower jakoś samo tak wychodziło. A sama jakoś nie mogę się zbytnio zmobilizować.

     Może jakieś wyzwanie? Bo motywacji sama w sobie niestety znaleźć nie potrafię. Nie będę owijać w bawełnę. Jeśli w lustrze wyglądam już dla siebie ok, ani źle ani rewelacyjnie to nie mam siły żeby zebrać się za ćwiczenia i porządne jedzenie. A nie oszukujmy się rewelacji jeśli chodzi o moje ciało takiej żeby krzyczeć oh i ah też nie ma i wiele można poprawić.

Ktoś powinien mi krzyczeć nad uchem: KOBIETO ALBO COŚ CHCESZ ALBO NIE!

No właśnie chcę coś jeszcze zmienić czy nie?