Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wyzwanie


Dawno nie pisałam ale o czym pisać jak waga idzie pomału bo pomału ale sukcesywnie w górę. Dobiłam do "pięknej" wagi 75 kg. Według wskaźnika BMI to nie jest jakaś tam nadwaga ale już zaawansowana i dużo bliżej niż dalej jest mi do przekroczenia granicy i wejścia na poziom otyłości. Trudno mi wytrwać jak zawsze. Myślałam żeby skasować poprzednie wpisy bo zwyczajnie mi wstyd że praktycznie za każdym razem kiedy coś już dodawałam było to o ostatniej próbie i że tym razem mi się uda ale jak zwykle trwało to niedługo i tak głupio było mi się odezwać bo znowu zawaliłam. Teraz nie wiem jak będzie, może jak zazwyczaj a może w końcu mi się uda. No ale chyba lepiej ciągle próbować i mieć nadzieję że coś się zmieni niż stracić ją i się poddać.

Chciałabym przeprowadzić takie wyzwanie tzn. robić wszystko co w mojej mocy przez cały październik aby schudnąć oczywiście bez głupich pomysłów typu głodówki i jakieś tabletki cud.
Założenie a raczej marzenie to schudnąć 5 kg przez cały październik czyli przez 31 dni co daje nam ok. 0,16 kg dziennie więc mim zdaniem nie jest to jakoś bardzo dużo. Domyślam się że może mi się to nie uda bo znając życie nawet jak mi się uda trzymać w ryzach to zaliczę po drodze jakiś zastój lub coś w tym stylu. Ale jeśli nawet to po tym miesiącu i tak powinnam wyglądać nieco lepiej niż teraz.

Tak mi wstyd że doprowadziłam się do takiego stanu. Przecież po ciąży udało mi się schudnąć ok. 10 kg do 57,5 kg licząc kalorie i ćwicząc. Zajęło mi to ok. 3-4 msc ale dałam radę. Niestety zaprzepaściłam to bo zaczęłam sobie coraz bardziej folgować no i doszłam do wagi najwyższej w swoim życiu tzn.75 kg. Nawet w ciąży ważyłam mniej. Masakra jakaś.

Maży mi się drugie dziecko, zmiana pracy. Pragnę czuć się dobrze we własnym ciele, mieć więcej energii, mieć dobrą kondycję aby móc aktywnie bawić się z córką. Niestety na tą chwilę jest tak jakbym była starą niedołężną babą, tu boli, tam strzyka, ciężko się schylić, biegać już nie umiem, i to uczucie ciągłego zmęczenia. Mam problem nawet zapiąć się w kurtce. Mam taką z podpinka, i teraz bez podpinki jak zapnę jest bardzo opięta i ledwo zapinam, nawet boje się pomyśleć co będzie jak przyczepie podpinkę, nie ma szans żebym się dopięła. Nie stać mnie aby kupić nową, nawet nie chcę kupować nowej w większym rozmiarze, jak już to w mniejszym , dużo mniejszym. Czasami czuję że się już toczę.

Mam już prawie trzydziestkę na karku a marnuje życie na bycie nieszczęśliwym grubasem.


Wiem że narzekaniem nic nie zmienię i wiem tylko że praca nad sobą, systematyczność i konsekwencja przyniesie rezultat. Musiałam się po prostu wygadać. Dlatego kończę ten przydługi wpis i idę poćwiczyć.
















  • ZizuZuuuax3

    ZizuZuuuax3

    1 października 2013, 08:57

    Fotki przed i po naprawdę motywują :)