No więc ostatnio odpuściłam sobie, brak ćwiczeń, nie pilnowałam się i znowu jadę powoli w górę. Jak tak dalej pójdzie to wrócę do moich 72 kg.... do których juz kiedyś doszłam..
A tak ładnie się robi na dworze. Trochę jestem zmęczona tą codzienną walką, wyrzutami sumienia i tym, że to tak wolno idzie. Co więc zrobię?
a) załamię się i powcinam jeszcze, co tam, przynajmniej się najem, będę delektować się lodami, ciastem, wafelkami, szynką wędzoną, kurczakiem, serem, sałatką z majonezem, owocami, smalcem ze skwarkami, całe życie się męczyć, a potem pójdę do sklepu, wybiorę extra kieckę, wejdę do przymierzalni, puknę się w głowę i bedę ryczeć, że nic na mnie nie ma, albo moja twarz wygląda jak jeden wielki kartofel!
b) zacznę od nowa, zero jedzenia, mojego ulubionego... słonego, doprawionego, tylko te gotowane na parze mięsko bez sosiku, warzywa (no nie są takie złe), jakieś ziarna, zero pszennego chlebka..., zero skubania na filmie wieczorem..., codzienne ćwiczenia, aby zeszło jakieś 100 g...
Tragicznie jakoś. Trzeba polubić nowe jedzenie, poszperam trochę za nowymi przepisami, przecież to nie może być udręką!! No i trzeba zrzucić tego lenia z siebie:)
Bez zapału: czas się wziąść za siebie...
HalinaLu
14 marca 2011, 12:57Jak możesz nawet tak pisać!Wyganiaj szybko tego leniuszka i bierz się do pracy.
nelka70
14 marca 2011, 10:55to ja wysyłam sms z literką B. Mimo wszystko... W ogólnym rozrachunku - korzystniejsze rozwiązanie... dzięki, że mi to uświadomiłaś... Powodzenia