Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
... kopytko...


…dzisiaj ludzie mnie mecza i irytuja… tak zwane kolezanki z pracy “zaciazona” i “ksiegowa” i ich wieczne dosrywanie na temat mojego wygladu … tak ! dzisiaj pojekuje i marudze, wolno mi bo spuscilam sobie 20 kilogramowy talerz na kolano i boli … gdzie spuscilam ? no na silowni … oooo – zdziwienie – to ty chodzisz ? – tak wiem NIE WIDAC PO MNIE – odpowiadam odrazu ucinajac nadchodzace wredne komentarze i wychodze ciagnac za soba spuchniete jak arbuz kolano… wiem , wiem ze nie widac… ale Ja czuje – czuje po strukturze ciala i samopoczuciu – ze nie jestem juz zmeczona wbieganiem na 5 pietro, ze mam dupe twarda jak kamien, moge podwazyc wersalke jedna reka a zmiatac druga … wiem ze jestem duza i ciezka ale nie potrafie po prostu przeskoczyc na tylko kardio ot tak … ja kocham ciezary… I boje sie ze jak przytne kalorie to strace sile i bede musiala zaczynac od nowa … “zaciazona” lezie ze mna na kawe – och, och pojekuje – juz nie moge taka jestem opuchnieta, tak przytylam – juz chyba ponad 75 kg, co ja biedna zrobie po ciazy … rusz wielki zad na silownie – odmrukuje jej radosnie i zostawiam oslupiala kolezanke w kuchni…. Widze katem oka, ze raczka zacisnela jej sie niebezbpiecznie mocno na kubku z sokiem… niewazne, mam ja gdzies…


 

… a czemu mam arbuz zamiast kolana …. otoz wczoraj bylam na moim ukochanym treningu, gdy cos dziwnego zwrocilo moja uwage … na poczatku niby nic, normalny trening z najlepszym P. … on jak to on - od razu wskoczyl na platforme, ja postanowilam podbic sobie kardio… dzien jak codzien … oddalam mu swoja nereczke z ekwipunkiem – kreda, tasmy te sprawy i bujam sie na biezni…. Po 15 minutach cos mnie tknelo… cos bylo lekko nie tak…niby platforma, ciezary, sztanga... wszystko jak zwykle ale jakby cos nowego... a ze jestem nie tylko krotkowidzem ale i ciezkokapujaca – zaskoczylam dopiero po kilku minutach, kiedy to zaczelam ladowac sztange….

… Moj drogi wiking otoz uzywal mojej wlasnej kredy do kreslenia dziwnych znakow i kresek, tak ze  nasza platforma wygladala z troche jak okno szalonego matematyka a troche jak sciana celi Hrabiego Monte Cristo …  Ty, Piekny Umysl – zapytalam – coz to za wyliczenia tu robisz, liczba powtorzen? … odliczasz minuty do konca przerwy ?

… nie – z diabelskim usmiechem odpowiedzial najlepszy i kiwnal glowa w strone babskiej klasy jogi  – odliczam kopytka…

 I w tym to momencie moim rekom po raz pierwszy zabraklo sily i 20 kg ktore trzymalam mocno niczym matka niemowle polecialo na podloge zahaczajac o kolanko…

… Plan na przyszle tygodnie - musze mu koniecznie znalezc dziewczyne, zanim zboczony Robinson Cruzoe zuzyje caly moj zapas kredy ….