Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Może by tak jakieś ćwiczenia?


Od kilku dni intensywnie chodzi mi po głowie, żeby z pasją rzucić się na ćwiczenia. Cokolwiek. Mel B, Jilian, Tiffany. Tylko, że... no właśnie. Tylko że brakuje mi totalnie energii. Wiem, że to początki diety i organizm musi się przyzwyczaić, ale czuję, że trochę więdnę. Tyłek mi się wypłaszczył, niby ciało robi się coraz fajniejsze, chudsze, ale takie jakby wiotkie. 

Kiedyś gdy intensywnie ćwiczyłam nic nie chudłam, ale byłam totalnie ubita. Nogi ja skała, tyłek jak skała. Teraz czuję, że z każdym dniem jest mnie coraz mniej, ale i tej siły brakuje bardzo. Kontroluję masę mięśniową i nie ubywa. Leci tylko tłuszcz i woda...

Dietę mam naprawdę zdrową. Jem 4-5 posiłków dziennie, jem mięso, nabiał, warzywa, owoce. W zasadzie wszystko czego do życia potrzeba, ale wiem, że przez własna głupotę i uzależnienie od cukru mam teraz takie zjazdy, że nawet ciężko mi się podnieść z łóżka i cokolwiek zrobić. Z drugiej strony jakbym się teraz najadła makaronu z serem to może i miałabym silę poskakać do jakiejś płytki fitness, ale to jest już bardzo bez sensu... 

Jak myślicie, dać sobie czas np. do grudnia jak już się organizm przyzwyczai do diety, czy jednak spróbować już teraz coś działać?