Jak to zwykle ostatnio czas leci jak szalony... Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio pisałam...
Tym razem zacznę od pozytywów!
Udało mi się ciut ciut schudnąć :) obecnie myślę, że realna waga to 87 kg w końcu chyba kilogram zleciał!
Staram się ruszać więcej, cel mam co prawda 9 000 kroków dziennie ale zwykle już przekraczam 10 000 :) raz tylko nie byłam na spacerze (od kiedy wyszłam ze szpitala, no poza pierwszym dniem kiedy kostkę skręciłam) ale dzień był szalony i już czasu i sił brakło. I raz nie włożyłam zegarka do kieszeni jak szłam z wózkiem i mi kroków nie naliczyło a taki ładny spacerek zrobiłam :(
I ćwiczę z boskim planem dla mam, mam za sobą miesiąc zero (to chyba brzuch po porodzie) i dzisiaj chcę zacząć miesiąc pierwszy. Po pierwszym treningu na całe ciało a nie tylko aktywację nawet miałam zakwasy a to tylko 10 minut! Staram się ćwiczyć prawie codziennie ale ciężko wygospodarować te 10-15 minut bo mały zwykle zaczyna marudzić w 3-4 minucie :( czasami wieczorem się uda jak mąż małego przejmie...
Z dietą różnie, ciężko o regularność. I nadal dosyć późno są śniadania ale ogólnie chyba nie jest najgorzej. I słodycze coraz częściej mnie korcą choć tak obiektywnie jest ich na szczęście zdecydowanie mniej niż w ciąży i przed, tylko martwi mnie że te ciągoty coraz częściej się odzywają i coraz gorzej sobie z nimi radzę :(
Z małym mieliśmy kilka ciężkich dni w zeszłym tygodniu. Środa była wykańczająca, mały był marudny a postanowiłam że pierwszy raz zrobię cały obiad i ciasto bo to dzień chłopaka i dla męża chciałam coś zrobić. Udało się ale o 18 padałam a musieliśmy wyjść bo na 18.40 mieliśmy wizytę u neurologa dziecięcego. Wszystko na szybko a tam się okazało, że babka w rejestracji nas sobie wykreśliła bo podobno zrezygnowałam. Ja że nic takiego ale a ona ani przepraszam ani nic i łaskawie, że zapyta doktora czy nas przyjmie (że pewnie tak i ogólnie lekarz naprawdę fajny) i wcisnęła nas między babkę na 19 a na 19.40 choć i tak było opóźnienie więc weszliśmy dopiero po 20 a wyprosiła męża z poczekalni więc półtorej godziny z małym na rączkach. O 21 dopiero wyszliśmy mąż odwiózł siebie pod mieszkanie i 21.30 wyruszyłam sama z małym do Legnicy. Na miejscu byliśmy o 22.30 kąpiel rozpakować się itp. i dopiero o północy do snu się szykowałam :( A rano w Legnicy ja do gina, mama została z małym, później do szpitala do poradni neonatologicznej - tam znowu kolejki i czekanie, wizyta, usg przezciemiączkowe i brzuszka (bo mały nadal rzadko robi kupki i ma kolki) - na szczęście wszystko ok, później do przychodni do mamy na szczepienie i o 13 skończyliśmy obchody. Później spakowałam się i z powrotem do Wrocławia. Mały na szczęście szczepienie zniósł całkiem dobrze (rota mu smakowały :), te dwa ukłucia to była masakra aż mu łezka poleciała ale na szczęście dosyć szybko udało się go uspokoić) był senny w czwartek popołudniu ale nie było marudzenia i temperatury. W piątek do 17 był aniołek, nawet znowu się trochę pouśmiechał do mnie bo wcześniej parę dni była tylko maruda. I od piątku ogólnie rano było spoko a popołudniu zaczynają się marudy do północy. Wczoraj tylko gorzej bo noc nieprzespana bo się wiercił strasznie ale dzisiaj z rana kupka poszła i dzisiaj pierwszy raz jest marudny od rana :( Masujemy się antykolkowo (choć wychodzi mi tylko 2-3 razy dziennie) i od piątku masaż Shantala (neurolog zalecił bo troszkę niepokojąco mocno główkę wygina do tyłu) - mały chyba to lubi :)
Z pozytywów w końcu brodawka mi się goi (przynajmniej już nie krwawi) i w końcu karmienie nie jest bolesne. Czasami trochę nieprzyjemne ale jest już o niebo lepiej więc chyba się przyzwyczajam choć nadal nie czuję tego magicznego czegoś.
Z negatywów nie mogę spać ostatnio. Częściowo przez małego ale też ja jestem jakaś zdenerwowana. Tzn. nawet jak mały zaśnie to ja mam duży problem żeby zasnąć, wiercę się, kręcę i nie raz mija godzina dwie i mały się zdąży wybudzić a ja nadal czuwam :( i nie wiem jak sobie poradzić z tym. Kawy nie piję wcale (zresztą wcześniej w ciąży i przed ciążą też nie byłam kawoszem, w pracy w zasadzie zdarzało mi się tylko w biurze jedną dziennie wypijać ale czasami miesiącami w ogóle nie piłam jak miałam budowę poza Legnicą), czarną herbatę piję tylko z rana: dzbanek z 1-2 torebek herbaty Lipton z rana a od 15 już dzbanek z melisą (2-3 torebki). Czy wiecie czy można brać coś na uspokojenie karmiąc piersią? Bo wykończy mnie to moje niespanie...
Agnusia93
5 października 2020, 19:11Na e-lactancia.org możesz sprawdzać co mozesz brać karmiąc piersią:) Strona co prawda po angielsku, ale dość prosta i powinnaś sobie poradzić:) Co do kupek i kolek. Ja co prawda tego problemu w ogóle nie mam, ale jak Wojtek na początku miał problemy z brzuszkiem to bardzo mu pomagało jak leżał na brzuszku i jak był tak noszony. To go uspakajało a i gazy puszczał swobodnie. A probiotyk wam pediatra zmieniał? Bo to czasem ich wina i nalezy dobrać odpowiedni. No i pamiętaj że dziecko moe być marudne przez kilka dni bo ma skok rozwojowy.
kasia.89
5 października 2020, 20:47Generalnie na brzuszku układam małego parę razy dziennie i masaże antykolkowe też robimy, mały ma dużo gazów bo cały dzień strzela głośne i smrodliwe bączki w dużej ilości. Zmienialiśmy już i witaminę d i probiotyk (pediatrzy BioGaję kazali spróbować). Generalnie pocieszam się że wszędzie piszą że nie ma innego niezawodnego sposobu poza tym że kiedyś w końcu minie a czas płynie mi szybko ostatnio więc mam nadzieję że szybko minie czas kolkowy. A mam pytanko bo pisałaś o skazie białkowej ostatnio - badałaś to jakoś albo w inny sposób udało Ci się dojść że to na pewno to?
Agnusia93
5 października 2020, 21:12Skazy białkowej chyba nie da się zbadać. Ona ma pewne objawy i po prostu ja muszę przestrzegać diety. No i widzę że jest lepiej jak nie jem nabialu i mam poczekać miesiąc jak organizm się oczyści i zobaczyc czy wszystkie objawy zniknęły. Jak tak to mam próbować jeść po jednej rzeczy z nabialu bo może uczula tylko jeden składnik a nie wszystkie.