Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Jak to z Urzędami Pracy bywa :-(


Hej Wszystkim!

Piszę dziś trochę wcześnie niż zwykle (przeważnie w piątki robię nowy wpis), ale dziś stało się coś, co mnie całkowicie dobiło. Jestem smutna rozżalona, zła i nie wiem, jaka jeszcze. Ale może po kolei.

Ta „ważna rzecz”, o której ostatnio pisałam, dotyczy poszukiwania pracy. Wszyscy doskonale wiemy, jak ciężko ją dziś znaleźć po studiach, bez doświadczenia. A tu nagle pojawia się dla mnie okazja odbycia stażu w Urzędzie Skarbowym. Fakt, faktem to tylko staż, ale ostatecznie to lepsze niż siedzenie w domu. Otrzymawszy w  piątek skierowanie na staż, w poniedziałek udałam się z nim i z CV do Urzędu Pracy. Miła pani z Działu Kadr poinformowała mnie, że mają 3 wolne miejsca na staż i już trochę chętnych osób, także albo odgórnie wybiorą te 3 osoby, albo przeprowadzą rozmowy kwalifikacyjne. Obiecała, że zadzwoni do mnie tego dnia i powie mi, co dalej, ale nie zadzwoniła. Myślę sobie, że zapomniała, ludzka rzecz, pewnie zadzwoni we wtorek. No, ale we wtorek też nie zadzwoniła. To wzięłam sprawy w swoje ręce i sama do nich zadzwoniłam w środę. Dowiedziałam się, ze zbierają zgłoszenia od osób do 13 czerwca (piątek) i wtedy skontaktują się z wybranymi osobami. Po jakiś 20 minutach otrzymuję telefon i ta sama pani zaprasza mnie na rozmowę w sprawie stażu. Chciała, żebym tego samego dnia (we wtorek) przyjechała na rozmowę, niestety nie miałam dojazdu. Wobec tego umówiła mnie na następny dzień (dziś). Strasznie się stresowałam przed tą rozmową, w myślach sobie układałam pytania, jakie mogą mi zadać i odpowiedzi na nie. W końcu odbyłam kilka rozmów kwalifikacyjnych, więc wiem jak to mniej więcej wygląda. Była ze mną jeszcze jedna dziewczyna na rozmowie. No i niepotrzebnie się stresowałam. Atmosfera na rozmowie była cudowna, nie miałam żadnego stresu, odpowiadałam na pytania bez problemu – ja taka nieśmiała i cicha osoba. Potem kazali nam wyjść i poczekać na ich decyzję (bo „przesłuchiwały” nas 2 osoby: kobieta i facet). Po kilku minutach wyszła do nas jeszcze inna kobieta z naszymi skierowaniami i oznajmiła nam, kto się dostał na ten staż. Ta dziewczyna niestety się nie dostała, ale mi się udało. Polecono mi, żebym od razu udała się do Urzędu Pracy powiadomić ich o tym, co oczywiście zrobiłam. Kazano mi przyjechać następnego dnia, by ustalić co i jak z tym stażem. Bardzo zadowolona pojechałam autobusem do domu. Moje szczęście nie trwało długo. Mama mi oznajmiła, że dzwonił do mnie facet z Urzędu Pracy (bo w urzędzie podałam  mój nr stacjonarny), a że mnie nie było, podał swój numer i chciał, żebym do niego oddzwoniła. Ten sam, z którym dziś rozmawiałam. Nawet sobie pomyślałam, że pewnie będzie mi kazał dowieść jeszcze jakieś dokumenty jutro, czy coś związane z tym stażem. Jakże się myliłam. Otóż okazało się, że pomimo tego iż dostałam ten staż, to go nie odbędę i zawieszają mi go na razie. A dlaczego? Bo nagle okazało się, ze nie mają środków na staż dla osób w mojej sytuacji – tzn. takich, którzy ukończyli już 25 lat. Za to mają kasę dla tych do 25 roku życia! Najprawdopodobniej nowe środki będą mieli koło sierpnia/września. No i proszę, okazało się, że jestem „za stara” na staż. Gdybym urodziła się w drugiej połowie roku, najlepiej jakoś pod koniec, to bym się załapała. (25 lat skończyłam w lutym). A największe szanse na staż mają właśnie osoby do 25 roku życia albo do 27 pod warunkiem, że od daty na ich dyplomie lub innym dokumencie poświadczającym ukończenie wyższej szkoły nie minęło więcej niż 12 miesięcy.(u mnie minie 3 lipca). Jedyny staż na jaki zostało mi liczyć, to taki z tytułu, że jestem długotrwale bezrobotnym (zarejestrowanym w Urzędzie Pracy od co najmniej 12 miesięcy). A i tak pewnie mam na to marne szanse. Nie myślcie sobie proszę, że łaskawie czekam, aż coś mi Urząd Pracy zaproponuje. Wysyłam mnóstwo CV i listów motywacyjnych, sama chodziłam po przedsiębiorstwach i nic, nawet na staż mnie nie chcieli. Już nie mam do tego siły. Myślałam nawet, żeby zadzwonić do tego Urzędu Skarbowego, wytłumaczyć im tę sytuację i dowiedzieć się co dalej. Może by mi zostawiliby to miejsce na staż. Byli dość przyjaźnie do mnie nastawieni, nawet mi gratulowali, że się dostałam. Chociaż pewnie Urząd Pracy sam im wciśnie kogoś innego na ten staż, obawiam się tego. Bliscy radzą mi, żebym też jutro  pojechała do Urzędu Pracy, żeby jeszcze raz wyjaśnić tę sytuację. A czasu niewiele zostało, bo miałam odbywać ten staż od 20 czerwca.  Jestem strasznie rozczarowana tym, bo starałam się, dowiadywałam, byłam zaangażowana w to, no i sporo się nadenerwowałam. A tu, kurczę nic.:-( Zmarnowałam tylko swój czas i pieniądze. 

Z tego stresu rozbolała mnie głowa, no i brzuch. Żołądek mam tak ściśnięty, że ledwo co mogę przełknąć. Nie mówiąc (raczej pisząc) o tym, że strasznie boli mnie kark i ramiona. Czuję, że mam takie aż napięte. No i tak naprawdę dziś niewiele zjadłam. Rano z tego stresu 2 kawałki chleba razowego musztardą, białym serem, keczupem i przyprawami. Później, gdy już wszystko załatwiłam, zjadłam jabłko (tu nie ze stresu, ale po prostu spieszyłam się na autobus i nie miałam czasu, by zjeść coś więcej). No, a w domu na obiad (koło 13) , wiedząc już o tej przykrej informacji dla mnie, ledwo przełknęłam niecałe pół paczki kaszy jęczmiennej z gulaszem. Potem (około 16) zmusiłam się do przełknięcia około 100 gram jogurtu naturalnego. A o 18.30 jak już poczułam się trochę lepiej, poszłam biegać przez 40 minut. Chciałam się choć trochę pozbyć tego stresu z organizmu, lepsze to niż „wymiatanie” lodówki. Wróciłam zmęczona, zasapana, cała czerwona (trochę było duszno na dworze i w drodze powrotnej biegłam pod wiatr. Ale mi to nadal odczuwam ten stres. Co prawda brzuch już mnie nie boli, ale ten kark i ramiona nadal. Głowa już trochę mniej. Nie ma co, mój organizm tak reaguje na stres. Znów wmusiłam w siebie coś do zjedzenia – jajko na miękko i startą marchewkę, bo inaczej pewnie bym jej nie przełknęła.  No i przyznaję, że nie zadbałam o nawodnienie swojego organizmu – pewnie dziś wypiłam w ciągu dnia może litr wody.Normalnie jem więcej (w granicach rozsądku) i więcej piję wody. Ale dziś nie dałam rady.Pewnie nie usnę z tych nerwów.

Oczywiście nie ważyłam się, bo nie miałam do tego głowy. Ale jak na razie w tym tygodniu od poniedziałku do środy ćwiczyłam przez prawie półtorej godziny, a dziś biegałam 40 minut, więc doś ładny wysiłek. Nie wiem, co to będzie jutro. Czy będę miała siłę na ćwiczenie czegokolwiek, na robienie czegokolwiek, naprawdę nie wiem.

Kończę już i pozdrawiam Was serdecznie. Obyście nigdy nie mieli takich problemów jak ja.