Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
ostatnie słodyczowe "ucztowanie" i piewsze
pozytywne efekty akcji picia większej ilości
płynów :-)


Hej

No i od wczoraj rozpoczął się Adwent. A wraz z nim oczekiwania na święta. Oczywiście tak jak sobie postanowiłam, zamierzam w ramach wyrzeczenia zrezygnować ze słodyczy. Na szczęście zapasiku czekolad już się w „skuteczny” sposób pozbywałam, nie będą mnie kusić. Ostatnie większe, słodkie „ucztowanie” miałam w piątek i sobotę. (spóźnione świętowanie moich imienin) No i bez bicia przyznaję się, że w piątek zjadłam 2 kawałki pysznego placka "salceson", malutki kawałeczek sernika i z 5 ciastek cynamonowych (były przepyszne). Natomiast w sobotę delektowałam się znów kawałkiem placka „salceson” i kawałkiem placka "shrek". To wszystkie, moje, ostatnie dietetyczne grzechy. Otrzymane słodycze imieninowe niestety będą musiały poczekać do świąt (duża czekolada Milka i Ptasie Mleczko, waniliowe).  Poza tym w prezencie dostałam fajne ubranie sportowe do biegania i nie tylko. Na razie będę je wykorzystywać jedynie do moich „domowych” ćwiczeń, bo jakoś nie wyobrażam sobie bieganie zimą (ale nie ukrywam, że lubię biegać). Natomiast w białej, nieco długiej bluzce otrzymanej w prezencie totalnie zakochałam się. Ładna, elegancka, rewelacyjnie podkreśla moją figurę, po prostu cudo. Idealnie będzie pasowała do czarnych spodni. Plus jeszcze dostałam bardzo ładną bransoletkę i okrągłe kolczyki. Na początku nie byłam do nich przekonana, ale gdy je założyłam, zupełnie zmieniłam zdanie. Chyba będą moją ozdobą na święta.

Dietetycznie, oprócz tych wcześniej wspomnianych grzeszków, odżywiałam się dość przyzwoicie. Nadal trzymam się planu picia większej ilości wody. Nawet, gdy „popełniałam” ten wpis, powoli łyk po łyku popijałam niegazowaną wodę mineralną. I nie wiedzieć kiedy, wypiłam prawie pół litra wody. Muszę przyznać, że zaczynam zauważać pozytywne zmiany tego nowego nawyku – mam jakby mniejsze cienie pod oczami. To była moja totalna zmora, z którą już walczę przez kilka lat. Kremy, różne okłady, czego to ja nie wypróbowałam. Zawsze starałam się wysypiać – ok. 7/8 godzin snu, jakoś nie miałam żadnych problemów zdrowotnych. I naprawdę nie wiedziałam skąd u mnie te okropne, fioletowe cienie pod oczami. Nawet pod makijażem nie dało się ich jakoś specjalnie ukryć. A tu proszę, wystarczyło w moim wypadku zwiększyć ilość wypijanej wody i problem wyraźnie się zmniejszył - cienie są mniejsze i jaśniejsze. Faktycznie, wcześniej potrafiłam dziennie wypić może z 3 kubki płynów: wody bądź słabej herbaty i to wszystko (nawet jak intensywnie ćwiczyłam), albo dla odmiany próbowałam na raz wypijać większą ilość wody, co było niezbyt rozsądnym posunięciem. No, ale teraz to się zmieniło i jak widać skutecznie u mnie działa. :)   

Oczywiście nie zapomniałam też o ćwiczeniach. Na razie w kółko magluję zumbę – w tym tygodniu udało mi się ćwiczyć 5 razy (od poniedziałku do piątku). Tutaj również nie zapomniałam o nawadnianiu się, co mniej więcej 10 minut łyk wody. Trochę się bałam, że zacznę przez to biegać do kibelka, ale na szczęście nic takiego się nie stało.

Jak pomyślę, że  już zaczął się grudzień, to aż mi się nie chce wierzyć, że czas tak szybko leci. Jeszcze trochę i już niedługo będą święta. A przed świętami masa porządków. Za tydzień z rodzinką wybieramy się na świąteczne zakupy. Właśnie, kupowanie prezentów to najgorsza rzecz na świecie – nigdy nie wie się, co kupić danej osobie. Ale mam nadzieję, ze trafimy z prezentami dla najbliższych. Na początku grudnia zamierzam też upiec pierniczki, mam na nie podobno świetny przepis. Oby nie wyszły mi twarde, jak to jednego roku. Słyszałam, że pomaga włożenie do takich pierniczków kawałka chleba lub jabłka, wtedy ponoć zmiękną. Wypróbuję ten sposób, nic nie stracę, a może nawet zyskam. 

Pozdrawiam Was serdecznie.:)