Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
I kolejne 450 ml krwi "popłynęło" :-)


Hej!

Ze skruchą przyznaję się, że znów mój wpis jest nieco opóźnione w czasie (prawie miesiąc). Postaram się to naprawić, ale nic nie obiecuję.

Mogę się pochwalić, że kolejne 450 ml mojej krwi "popłynęło" i świadomość, ze być może komuś pomogę jest naprawdę budująca. Dziś wszystko poszło ładnie pięknie. Hemoglobina całkiem, całkiem (13,4/g/dl) - trochę niżej niż ostatnio, ale się tym zbyt bardzo nie przejmuję, bo niedawno miałam @ (ale były te 3 dni po nim do oddania krwi, choć ledwo się załapałam) i może miałam trochę mniej żelaza w organizmie. Ciśnienie i puls znów miałam podwyższone (150/80, puls 90) - ach, ten stres za bardzo na mnie wpływa, muszę z nim walczyć. Poza tym lekarka niby zauważyła na moich ustach jakiś pęcherzyk i zaczęła wnikliwie sprawdzać, czy to nie początek opryszczki(ale na szczęście uznała, że nie). Pielęgniarki lekko były zdziwione, czemu się tak denerwuję, skoro już 4 raz oddaję krew. Obniżyły mi nieco ten fotel, popijałam jeszcze 2 kubeczki wody - choć byłam dość dobrze nawodniona (prawie 1 litr wody wypity przed oddaniem), to lekarka zaleciła mi to, na wiadomość, że raz zdarzyło mi się zasłabnąć. No i bez problemu oddałam wymaganą ilość krwi. Odebrałam 8 pysznych czekolad, wafelka i soczek jabłkowy. Dodatkowo rozdawali czerwone, pluszowe serduszka (pewnie ze względu na walentynki) i kalendarz (albo taki mały, kieszonkowy, albo duży na ścianę; wybrałam mały). Ponadto zawsze w mojej miejscowości oddbywa się też losowanie drobnych upominków. Tym razem szczęście uśmiechnęło się do mojego brata - wygrał czerwony kosz rowerowy. Piszę "tym razem", bo ostatnio to ja coś wygrałam i dopiero dziś odebrałam. Tym "czymś" okazała się piękna lampa naftowa. Wcześniej też już udało mi się wygrać kawę. Nie ma co, ma się to szczęście czasami.:D

Ogólnie od ostatniego mojego wpisu niewiele się zmieniło jesli chodzi o dietę i ćwiczenia. Udaje mi się rozsądnie jeść 5 posiłków dziennie, staram się pić dużo wody mineralnej. A ćwiczenia? No cóż, zumbą nadal jestem zachwycona i po prostu nie moge bez niej żyć.:) A jak przyjdzie wiosna, to wrócę do mojego ukochanego biegania.

Na ten moment zdążyłam pochłonąć na spółkę z mamą jedną czekoladę z bakaliami, a do tego był wafelek, soczek, kilka ciastek i na ten moment jestem trochę zasłodzona. Ale co tam raz się żyje.:) Ponadto siedzę teraz z już nie wiem którym kubkiem wody mineralnej i czuję się świetnie. Z ćwiczeniami na te wymagane 48 godzin się wstrzymam, ale później oczywiście zabiorę się za nie.

Dodam jeszcze tyle, że teraz w domu mam masę słodyczy (dodatkowo jescze dwie czekolady z moich urodzin) i znowu będę musiała się tego sukcesywnie pozbywać (mam nadzieję, ze z niemałą pomocą rodzinki :D)

Pozdrawiam Was serdecznie. Życzę udanej niedzieli i reszty tygodnia.:)