Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Łeee, to wszystko nie jest takie proste...


Zaczęłam dzień bardzo ładnie, od owsianki. Później braki w studenckim portfelu zmusiły mnie do wyjadania tego, co było w domu. 2 małe mielone z maminej wałówy + ryż z warzywami, ugotowana kiełba biała i pół bułki... Zabiijcie mnie... jedyne, z czego mogę się cieszyć, to że nie czułam się przejedzona. A bardzo często jest tak, że przestaję w siebie wpychać, gdy już jestem wypełniona jedzeniem po uszy.
Bf po kilku dniach bez słodyczy stwierdził, że nie ma siły ręką ruszyć i poszedł po ptasie mleczko. I to ptasie tak leży na stole i się na mnie patrzy. Będę ignorować.
Po wczorajszych ćwiczeniach ból w boczkach, dlatego dziś odpuszczam, za to mam dużo prac domowych.
No i nie ma siły, że niczego nie zjem jeszcze dzisiaj. Na pewno. Ale ostatni posiłek postaram się, żeby był lekki i zdrowy.

Mam nadzieje kochane, że wam idzie lepiej niż mi. Trzymam kciuki za was wszystkie!