Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień piąty


Bywa różnie.

Mówią, że najgorszy jest trzeci dzień.

Nie wydawał się być najgorszy. .

Rano ambitnie pobiegłam na basen, kupiłam karnet i mam postanowienie "Będę pływać regularnie"

Było dobrze.  Do wieczora.....

Zero wsparcia w rodzinie. Na kolację frytki. I nie ma tłumaczenia, że to nie zdrowe, że jeśli już to lepiej w dzień, nie na noc....

Odpowiedź brzmiała "To Ty jesteś na diecie nie ja"

No to zjadłam. Nie wiem ile, mała porcja. Ale była. Za późno bo o 21:00

No i kac. Moralny

Na szczęście w sobotę umówiłam się z koleżanką i poszłyśmy na łyżwy.

Nie czuję się rozgrzeszona, ale trochę tych frytek spaliłam.

Dziś niedziela. 

Rano musli z jogurtem, na drugie śniadanie zielony koktajl, obiad kotlecik mielony z surówką z czerwonej kapusty i pozwoliłam sobie na deser: słodki jogurt śmietanowy z musem jagodowym

Na kolację zjem dwie kromki pieczywa ryżowego z almette. Tak mi się chce 

Zastanawiam się, czy diety pisane przez tutejszych dietetyków są warte polecenia, czy wystarczy samemu racjonalnie pogrzebać w internecie i dobrać coś dla siebie?