Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Do bani z tym wszystkim...


Jestem okropna i nie lubię za to samej siebie - miałam walczyć i co!? Dałam ciała na całej linii...ehhh...ale jestem zła...Naprawdę zazdroszczę wszystkim którzy mają taka silną wolę i jak coś postanowią to dążą do celu...ja tak nie umiem. Obiecałam sobie, że dam radę, pomierzyłam się, nawet zaczęłam ćwiczyć oraz jeść bardziej rozsądnie...ale z każdym dniem kiedy spoglądałam w lustro, moje chęci znikały jak poranna mgła. Czuję się do bani, dzięki mojemu słomianemu zapałowi. ŻEBY MI SIĘ TAK CHCIAŁO JAK MI SIĘ NIE CHCE! Nie wiem od czego zacząć żeby się nie cofać a iść do przodu...Nie lubię biegania, karnety na siłownię jak dla mnie są drogie jeszcze w szczególności, że aktualnie nie pracuję...myślałam nad kupnem rowerka stacjonarnego, bo kiedyś zdziałał dla mnie cuda, ale tamten nie był mój...a ceny też są jakie są...jestem żenująca, umiem tylko narzekać...jednym słowem jest do bani...:(

  • nicky13

    nicky13

    28 maja 2014, 06:46

    Silna wola? To jest nawet bardziej, niż ze szczęściem, po prostu decyzja każdego dnia i w każdej chwili - stać Cię na to! :) Wystarczy uwierzyć, że ją masz, że tym razem będziesz się trzymać postanowień, że jesteś uparta... Wierząc, za każdym razem, krok po kroku, podejmujesz tę właściwą decyzję (nie zjem / poćwiczę / co z tego, że jestem zmęczona?), a po każdej właściwej decyzji jest się silniejszym. Nie chcę Ci się, ale jednak chcesz, żęby Ci się chciało? Mnie też się zwykle nie chce, ale się zapieram, żeby być zadowoloną po (z siebie, ze swojej decyzji, z kierunku, do którego zmierzam). Ciągle narzekasz, zamiast działać? Nic prostszego! Zacznij się zastanawiać, jak działać, a nie - co Ci przeszkadza. Nie lubię biegać. Kartnet na siłownię jest dla mnie za drogi. Na basen się na razie wstydzę. Mój rowerek stacjonarny i hula-hop są kilkaset kilometrów ode mnie. No i co z tego? Jest mnóstwo zestawów ćwiczeń w internecie. Przy dywanówkach robiło mi się niedobrze, więc odpuszczałam w trakcie, potem dochodziłam do siebie po kilka godzin, rzuciłam to... Ale jest też wiele ćwiczeń na stojąco i te już mi pasują! Mam hantle - nie masz? Są niedrogie. Jednak butelki z wodą też będą okej, czy worki z grochem, można również sobie odpuścić obciążenie... Nie masz czasu na zestawy ćwiczeń? Moja Mama w młodości robiła po prostu po kilka powtórzeń ćwiczeń na brzuch / plecy / nogi na łóżku przed snem (może z 10 minut), podbiegała do przystanku autobusowego przed pracą i wciągała brzuch czy spinała pośladki w wolnych chwilach. Podobno żadna z koleżanek nie miała takiego brzucha. ;) Spróbuj zrobić kilkadziesiąt przysiadów - szybko poczujesz, jak palą Cię uda. Albo zrób "krzesełko", opierając się plecami o ścianę na nogach ugiętych pod kątem 90 stopni. Ile czasu to zajmie? Minutę? Dwie? Możesz też wejść szybko po schodach, gdy już wchodzisz po jakichś. Jak dobrze pójdzie, następnego dnia będziesz miała zakwasy. Ćwiczenie "plank" też zdziała cuda, a na początku i tak nie wytrzymasz minuty. Apropo zestawów ćwiczeń czy gimnastyki - mówiłam już, że nie mogę obciążać lewego nadgarstka i muszę odrzucać wszystkie pomko-pochodne ćwiczenia? Są fajne, skuteczne, ogólnorozwojowe, ale nic to - nie dla mnie i już. Nie chce Ci się? A chce Ci się odchudzać się za 5 lat z 80kg? Przez te 5 lat nie podobać się sobie, nie mieć kondycji, marudzić? Jesteś pewna? A może wolisz za 10 lat z 90kg? Poczekasz, aż Ci stuknie setka i będzie łatwiej? Szkoda czasu, dziewczyno! Spójrz na Vitalię, ile kobiet po trzydziestce zmarnowało na takie narzekania kilkanaście lat swojego życia! Ty jeszcze masz te lata przed sobą, wykorzystaj to! Powodzenia.