Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
jak do fryzjera, to tylko z mężem ;D


Dlaczego?
Zawsze jestem skrępowana sytuacją, w której fryzjerka próbuje mnie zagadywać. Nie lubię i już.
Po części rozumiem, większość klientek nie trzeba "namawiać" do rozmowy, same takową rozpoczynają. A ja? Mam wrażenie jakby ktoś przeprowadzał ze mną wywiad środowiskowy.

Nie interesuje mnie jej życie, nie widzę powodu żeby zaspokajać jej "ciekawość". No i wychodzę na takiego mruka, który się głupio uśmiecha (mimo wszystko nie potrafię uciąć stanowczo takiej rozmowy o wszystkim i o niczym - ot, takiej dla zabicia czasu)  No, ale z drugiej strony, cala moja wizyta trwa nie więcej niż 15 minut. Czy przez kwadrans nie można posłuchać radia? Ta pani na prawdę musi wiedzieć czy mieszkam w sąsiedztwie, co robiłam w zeszły weekend, albo czy daleko dojeżdżam do pracy? Serio, to już wolę monologi o dzieciach siostry, czy dziwnych szwagrach....

Ostatnio się wzięłam na sposób, zabrałam ze sobą męża, którego "wszyscy się krępują". Od taka facjatę ma, że nikt nie pytany do niego nie zagaduje ;) Pomogło? A skąd! Pani fryzjerka zaczęła zasięgać konsultacji motoryzacyjnej ;D

Nie ma mocnych ;) Kobita lubi pogadać i tyle. A ja ją uwielbiam za odwagę: jak mówię, że ma być krótko i mocno wycieniowane - wychodzę zadowolona ;)

Tylko ten wywiad środowiskowy.... ;)
  • Luhaleesi

    Luhaleesi

    20 marca 2013, 11:41

    ja okropnie nie lubię gadać u fryzjera, w ogóle jak ktoś zaczyna mnie czesać czy coś to mi się chce spać. Zwykle odpowiadam półsłówkami, bo co go obchodzi gdzie mieszkam, pracuje, co robi mój itd - ma się zająć moimi włosami, a nie snuć - opowieści z zielonego lasu.

  • pitroczna

    pitroczna

    19 lutego 2013, 22:16

    haha, no ja tez nie znosze tego wypytywania! no ale jak dobrze strzyze to coz - mozna sie jeszcze przemoc jakos ;)