Po tygodniowej przerwie, powrót do ćwiczeń okazał się być bardziej niż ciężki...
Zero chęci, zero entuzjazmu....
Czemu aż tak bardzo nie lubię ćwiczyć??
Jednak założone treningi wykonałam, wczoraj baaaardzo lelawo, dziś nieco żwawiej.
Co do jedzonka.
Kombinowałam, czytałam i liczyłam... W między czasie przeklinałam Opatrzność, że stworzyła mnie humanistką. No, ale poradziłam sobie - udało mi się wyliczyć zapotrzebowanie na Białka, Tłuszcze i Węglowodany...
I co z tego?
Popatrzyłam na przykładowy jadłospis (stworzony przez siebie) i trochę mnie zemdliło. Nie jestem w stanie zjeść tyle porcji białka co teoretycznie powinnam... Nie jestem też w stanie wmusić sobie podwieczorku (nawet, jeśli miałaby to być lekka sałatka)...
Myślałam o MM, ale nie wszystkie założenia udało mi się wcześniej wprowadzić do dnia codziennego. Bardziej niż prawdopodobne jest to, że tym razem też się nie uda... A korzystać z jednej wytycznej olewając cały koncept to nie ma co się ośmieszać.
Nazbierało mi się kilka rzeczy "nie do przeskoczenia"
Co nie znaczy, że olewam "dietę", ale spróbuję działać bardziej pod siebie, bardziej po swojemu. Pociągnę tak akcje "do wiosny". Może samo to, że ruszyłam cztery litery wystarczy?
Bo prawda jest taka, że nie przytyłam przez żadne słodycze, fast foody, czy inne takie, tylko przez KOMPLETNY BRAK RUCHU.
I chyba w końcu dojrzałam do tego, żeby to zmienić...
lola7777
11 lutego 2014, 23:34i co Ci wyszlo z tych obliczen? ....czekam na gotowca:) hahaha
klaudiaankakk
11 lutego 2014, 21:55do roboty :) efekty przyjdą szybciej niż się zdaje :)
ar1es1
11 lutego 2014, 21:29Z tym białkiem to ile powinnaś wmuszac w siebie? Bo ja np jadłam podwójną pierś z kurczaka lub wedzona makrele czy tunczyka z jajkiem i już prawie pokryte było zapotrzebowanie;-) Ew dla odmiany jakies strączki;-) Pozdrawiam.