Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
To chińczyk chyba może być? Czy nie...?


Umówiłam się z koleżanką na całodzienne szlajanie połączone z posiłkiem w między czasie. Uczciwie ją ostrzegam, że nie pójdziemy na pizzę, naleśniki, czy też gofry, bo jestem na diecie. I tym razem to tak serio, serio. Na co mi odpowiada, że mogę przecież zamówić coś dietetycznego, albo sałatkę. 

Koleżanka z tych wiecznie szczupłych. Mało zainteresowana kwestiami odżywiania jako takimi. Też taka byłam nie mając problemów z wagą, więc żeby nie było, ja tutaj nie piętnuję, jedynie dzielę się radością z tej rozmowy. Ubaw z tego mam zresztą do tej pory 😆

Coby jej za bardzo nie mieszać, że staram się łączyć tłuszcze jedynie z węglami o niskim IG, a tak to z białkami, to jej tłumaczę, że mi nie chodzi o duży deficyt kaloryczny, jedynie jem w specyficzny sposób, więc "coś dietetycznego" odpada, a w sałatkach w sosach jest pełno cukru. W odpowiedzi usłyszałam, że sosy do sałatek zazwyczaj podawane są oddzielnie, więc wystarczy nie dodawać. Tak, wiem, masz ochotę na naleśniczki, a tam serwują sałatki. Jedna nawet na upartego względnie podchodzi pod zasady mojej dietki, o czym oczywiście nie możesz wiedzieć 😂

Rozmowa toczyła się wokół tego, jakim to brzydkim słowem jest "dieta" i że trochę luzu się w życiu należy. Z czym generalnie się zgadzam, ale nie w mojej obecnej sytuacji, gdy przez kolejne dwa miesiące będę stawała na rzęsach, żeby tylko na tych dwóch miesiącach się skończyło, a nie, żeby niejako na własne życzenie babrać się z tym...nawet nie wiem ile. Nie znam alternatywy i mam nadzieję, że nie będę musiała się z nią zapoznawać!

Jednak wracając do rozmowy, gdzie niestety torpedowałam każdą jej propozycje mówiąc, że najchętniej wybrałabym się z nią na golonkę, czy też inną podeszwę, na zwieńczenie padło zdanie:

"Ostatecznie zostaje jeszcze chińczyk. Chyba, nie?"

Kurtyna.

  • kawonanit

    kawonanit

    15 lipca 2020, 15:24

    Dlatego proponowałam piknik, ale trafiłam na stanowczy opór. Jak już przyjdzie wrzesień i przejdę przez wszystkie badania to zluzuję tą kulinarną ascezę i obiad na mieście w żaden sposób mnie nie przerazi. Ba, z chęcią wezmę deser! Twoja dietetyczka ma chyba ostre poczucie misji 😂 chce dobrze, ale tak się przecież nie da na dłuższą metę 😅

    • Janzja

      Janzja

      15 lipca 2020, 15:35

      Ona trochę po złości mi robi, bo wtedy chociaż się zainteresuje :D. My się tak od pół roku już kłócimy, nikt inny by nie potrafił skupić mojej uwagi jak ona haha :D. Wow, piknik super rzecz, koniecznie muszę kogoś wyciągnąć na piknik na urlopie :)

    • kawonanit

      kawonanit

      15 lipca 2020, 15:39

      Pochwalisz się ile z nią zrzuciłaś? Pamiętam, jak nieraz pisałaś, że ta interakcja bardzo Ci służy.

    • Janzja

      Janzja

      15 lipca 2020, 17:09

      Nie wiem czy bardzo, nie nudzę się, tyle powiem :P. Dokulałam się w tamtym roku do 71kg, a że kiedyś miałam 72 to mi zabłysła lampka ostrzegawcza tak koło 70. Do niej trafiłam przypadkiem całkiem i tak sobie gadamy. Trochę zaczęłam patrzeć co jem, sama od siebie pracuję bardziej pod kątem psychodietetyki tak od roku; tak naprawdę wszystkie zalecenia dopiero na koronaferiach mogłam sobie ogarnąć na tyle jak mi pasowało. W styczniu mi kilogram spadł, bo mi jakiś koleś ciśnienie podnosił ;), na koronaferiach kolejne dwa, trzeci zleciał w czerwcu jeden zanim do niej dotarłam - jakieś pięć gdzieś (nie za bardzo słucham co do mnie mówi ile na jej wadze pokazuje haha).

    • Janzja

      Janzja

      15 lipca 2020, 17:13

      Dla mnie to kwestia tego typu: problem jakiś ze swoim jedzeniem mam, nie jest to sprawa życia i śmierci stricte u mnie ani pod kątem wagi ani badań laboratoryjnych - tak jak np do fizjoterapeuty chodzę bo mnie coś kłuje, tak do niech chodzę bo chcę pogadać o jedzeniu, do masażysty też bo coś pobolewa, do kosmetyczki bo chcę mieć ładne paznokcie. Wszystko w domu można tak samo dobrze załatwić, ale jeśli mogę sobie na to pozwolić, że mogę mieć lepsze wsparcie - to korzystam.

  • Janzja

    Janzja

    15 lipca 2020, 15:14

    Dostałabym szału z wylewem chyba :P. Ja w takiej sytuacji albo wychodzę z założeniem na cheat meal w wersji "lepszej opcji" lub biorę własne drugie śniadanie :D. Na mieście raczej nie da się wybrać niczego idealnego - chyba, że to typowa knajpa jakaś super zdrowotna gdzie opowiadają o składnikach z chęcią. Na bank w moim thai expressie ostatnim podejrzewam pełno sosów gotowych dodawanych do poszczególnych dań :D. Dietetyczka teraz na zadanie domowe powiedziała mi, bym obejrzała "Super size me" - powiedziałam, że nigdy w życiu :P. Ona chce mi doszczętnie zryć beret podejrzewam :D. W ogóle ja jej mówię wczoraj pokazując palcem po moim spisie jedzenia z półtorej tygodnia: ale tu spokojnie to rekomendowane 10-12 łyżeczek WHO pyknie jak nie szaleję, nie jest źle. Ona: ale po co 10 jak można 0. Chyba żart :P :P. Aaaaa!!!!

    • kawonanit

      kawonanit

      15 lipca 2020, 15:26

      Pyknęłam w złe okienko 😅 to powyżej to odpowiedź do Ciebie.