Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
no zaczął się dzień trzeci


Dzień zaczął się nerwowo bo wszystko w pośpiechu, brak kluczyków od samochodu, szybkie przebranie się bo pies mnie pobrudził na porannym spacerze, płaczące dziecko kiedy wychodziłam z pracy... ech te poranki

Śniadanko już zjedzone w pracy, teraz kawka. Dziś nieoficjalnie się zważyłam i waga znów pokazała trochę mniej niż wczoraj a mianowicie 83,1 kg. Oczywiście wiem że to pewnie woda i może białko ale i tak trochę mnie to zmotywowało i wprawiło w dobry humor pomimo porannych przeszkód.

Mam dziś sporo pracy, więc pewnie nie będę miała czasu myśleć o jedzeniu. Najtrudniejszy jest dla mnie jednak czas po pracy, wczoraj po drodze kupiłam sobie maliny i zjadłam wszystkie w drodze do domu (1 godzina) potem oczywiście w ramach rekompensaty zjadłam sam wafel ryżowy bez wędliny i masła ale nie wiem czy to wyrównało jakoś bilans. Jakaś długa ta przerwa dla mnie od obiadu do kolacji i ten czas po pracy zawsze kojarzy mi się z jedzeniem, bo przychodziłam do domu i pierwsze co robiłam to wchłaniałam obfity posiłek. Mam nadzieję, że moje przyzwyczajenia się zmienią, z reszta dobrze że były to maliny a nie paluszki albo czipsy prawda? :)) tłumaczę się trochę.
W każdym razie wczoraj odbyłam też swój pierwszy trening i najważniejsze że pomimo grzechów waga spadła. Mam nadzieję że grzechy będą coraz mniejsze i rzadkie a wtedy utrata moich 14 kg to tylko kwestia czasu (do 11 listopada niedaleko)