Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
no to pora zaczac.....


nadszedl dzien, w ktorym stwierdzilam, ze chyba latwiej bedzie dojsc do celu, rozliczajac sie z terazniejszych poczynian przed opinia publiczna ;)....takze ten teges....moze od poczatku....28 letnia (jeszcze przez chwilke tylko, ale jakby nie bylo) ze mnie matka dwojki dzieci (najwspanialszych pod sloncem of kors).....ktora postanowila zawalczyc o lepsza siebie....moja walka to nie tylko walka z kg czy cm....moja walka to przede wszystkim walka o usmiech na twarzy nawet w dni takie jak ten dzisiejszy....;) a dzien dzisiejszy rozpoczelam od stwierdzenia faktu....ze hmmm jest mnie wiecej o cale 1.3kg  niz w tygodniu poprzednim....ale, ale....za to talie i brzucho dziwnym sposobem mam mniejsze kolejno o 1 oraz 1,5 cm....jak nic nabralam masy ;D...hihih a tak serio, serio to jest to efekt swiatecznego obzarstwa (oj nie zalowalam sobie jedzenia) oraz nabierania wody przed okresem....tak sobie to przynajmniej tlumacze, zastanawia mnie tylko gdzie ta woda sie zbiera skoro cm w dol polecialy...w uszach chyba ;)

dodatkowe kg to nie koniec swiata ale jednak czlowiekowi jakos tak dziwnie na sercu, ze hmm cel sie znow odddalil...wiec aby rany na sercu zagoic, zmuszona bylam kupic tabliczke czekolady....i tutaj powinnyscie mnie zlinczowac ;P czekolada to moje uniwersalne lekarstwo....a jednoczesnie najwiekszy wrog....kocham ja tak bardzo, ze az nienawidze...znacie to uczucie??? szczegolnie w ostatnich dniach cylku nie potrafie sie bez niej obejsc...i zazwyczaj ulegam jej wdziekowi....po to, aby chwile lub dwie pozniej palac zloscia okrutna w jej strone....no ale ktos przeciez musi byc winny, co nie??? ;) 

na chwile terazniejsza odczuwam mega mocna potrzebe poprawy i obiecuje wszem i wobec wszystkich tutaj obecnych (jest tutaj ktos w ogole??), ze w tygodniu rozpoczynajacym sie od tej chwili (piatek 25 dzien kwietnia godzina 13.00) postaram sie z calych sil przestrzegac zalecen tutejszych specjalistow.....nie zarzekam sie, ze nigdy przenigdy nie wezme czekolady do ust....bo wiem, ze slow nie rzuca sie na wiatr....a jakies przyjemnosci od zycia tez sie czlowiekowi od czasu do czasu naleza....:) ale bardzo chcialabym w dniu 29 urodzin zobaczyc na wadze moje wymarzone i upragnione 52kg... a pozniej wage taka utrzymac.....oczywiscie w zdrowy sposob i nic na sile...a ze chciec to przeciez synonim slowa moc...wiec nie pozostaje nic innego, jak nie zrazac sie drobnymi porazkami (ktore badz, co badz sa wpisane w droge do sukcesu)...zakasac rekawy...i wziac sie do roboty....:) bo zalozenie przeciez jest takie proste...wystraczy zrobic co nalezy, wtedy kiedy nalezy i tak jak nalezy....a cala reszta jest tylko kwestia czasu...


droga jaka przeszlam od zakupy diety bebio (17 marca 2014)....moj osobisty motywator....dodac musze, ze nie sama dieta czlowiek przeciez zyje...takze prace nad ulepszona wersja siebie (zrowno w sferze fizycznej jak i tej mentalnej) uzupelniam  systematycznym treningiem calego ciala....:)