Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
dopoki walczysz, jestes zwyciezca.....


kolejne potkniecie, w drodze do upragnionego celu....+0.4kg.....dochodze do wniosku, ze cos chyba ze mna nie halo....za kazdym razem, kiedy cel jest na wyciagniecie reki...ja zamiast spiac poslady, zacisnac piesci i byc mega zmotywowana.....odpuszczam i daje poniesc sie emocjom....tylko hmmm czy oby napewno tym dobrym??? czasami czuje, jakby gdzies tam w srodku mnie siedzial taki dziwny rodzaj leku przed sukcesem....i to nie tylko na polu bitwy o cyferki na wyswietlaczu wagi....tak mam ze wszystkim...tak jakbym bala sie, ze osiagajac cel bede musiala wymyslic nowy??? i zaczynac wszystko od poczatku....od zera....i toczyc kolejna, zazwyczaj wcale nie latwa walke....opuscic kolejna strefe komfortu...i podjac kolejne wyzwanie...... ale hmmm czy to nie na tym wlasnie polega sens zycia??? zeby wychodzic mu naprzeciw a nie zamykac sie przed swiatem w bezpiecznym ale nudnym jak flaki z olejem schemacie dnia codziennego??.....kurcze no...musze cos z tym zrobic....zadziwiajace do jakich wnioskow moze dojsc czlowiek prowadzac niby zwykly pamietnik odchudzania....coraz bardziej zaczynam rozumiec o co chodzi w tym calym procesie....w tym, ze szczuple cialo to tylko skutek uboczny....bo jakby nie patrzec, na dzien dzisiejszy bardziej intryguje mnie to co sie dzieje ze mna od srodka...i bynajmniej nie mam tutaj mysli zmian w procesach metabolicznych mojego organizmu ;)  zaczynam otwierac sie jakby sama przed soba.....juz nie mydle sama sobie oczu, obwiniajac za wszystkie niepowodzenia swiat wokol....zauwazam swoje niedociagniecia i nabieram do nich dystansu...a przynjamniej probuje...z roznym skutkiem....ale probuje....staram sie tez nie przeginac i w druga strone....nie wyolbrzymiac blahych problemow i drobnych niepowodzen....kazdy z nas przeciez popelnia bledy...wazne, aby wyciagnac z nich odpowiednie wnioski i isc naprzod nie ogladajac sie za siebie....no bo i po co??? kazdy dzien to kolejna szansa na kolejny krok w przod....tylko od nas zalezy czy bedzie to krok siedmiomilowy czy raczej jeden z tych ledwo zauwazalnych....a moze dzien dzisiejszy okaze sie tym, kiedy trzeba na chwile jedna, malutka sie zatrzymac ??? spojrzec w glab siebie i dokonac swoistego rachunku sumienia??? pomyslec czy aby napewno droga, ktora wybralam jest sluszna??? a co jezeli nie??? wtedy trzeba wziac gleboki oddech....i isc dalej.....tyle ze w innym kierunku....byle nie w tyl...

ja po dzisiejszym poranku postanawiam pozostac na swoim szlaku....opuscic swoja strefe komfortu....bezpiecznej codziennosci i dac z siebie wiecej....przekroczyc ten mur, ktory sama przed soba postawilam i pokazac sobie, ze potrafie.... a swoim dzieciom, ze w zyciu mozna osiagnac naprawde wszystko....ze wystarczy przeciez tylko chciec....bardzo mocno chciec....i troche sie przylozyc....:) .