Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
paskudne samopoczucie...


Momentami czuję się paskudnie, gdy muszę się wręcz kłócić o swoje racje na temat wychowywania mojego dziecka, tudzież opieki nad siostrzeńcem... Paskudne samopoczucie wynika też stąd, że mieszkając z rodzicami, nie mam w nich ani kszty wsparcia... Wszystko właściwie jest negowane. Bywa to dobijające. Nie uważam siebie za wiedźmę, acz mam dwie podstawowe zasady: 1- dzieci dzielą się na czyste i na szczęśliwe, 2- przede wszystkim BEZPIECZEŃSTWO. Stąd też kiedy np. moja mama krytykuje mnie za pkt 1., to jestem w stanie to zrozumieć i przecierpieć, natomiast, gdy w rachubę wchodzi sytuacja, że zwyczajnie krzyknęłam na 4letnie dziecko, bo kopie piasek w górę tak, że moje dziecko wyciera sobie oczy, po czym buja huśtawką, kiedy małe dziecko jest niespełna metr od huśtawki, a ja jestem dość daleko od nich, a dla mojej mamy liczy sie to "bym odpuściła, bo sąsiad sytuację widział i nagada mamie szwagra i szwagier się obrazi..."- to trafia we mnie ISTNY OGIEŃ. Jak tu nie zwariować? Wiecie, ja rozumiem, są sprawy w których i moje dziecko jest buntne i czasem odpuszczam, ale uważam, że Małemu człowiekowi powinno się pokazać, że nie można sobie nawzajem wchodzić na głowę... życzę wszystkim mamom zdrowego rozsądku, dużej siły i wsparcia od najbliższych ;)
  • Angela104

    Angela104

    1 marca 2014, 23:48

    masz rację :) to Twoje dziecko , Ty je wychowujesz. Każdy ma swój pomysł na wychowanie. Dokładnie, nie mogą wejśc na głowe

  • lisekcytrusek

    lisekcytrusek

    1 marca 2014, 23:36

    Masz rację :-). Dzieci to temat rzeka. Każdy ma swój pomysł na wychowanie. Gdy moja Mała mieszkała przez kilka miesięcy z moją mamą (dziękuję jej bardzo za opiekę i pomoc) to została rozpuszczona jak dziadowski bicz. Teraz z Młodym już nie angażujemy babć aż tak bardzo w wychowanie (na szczęście jest to możliwe), bo czasami człowiek miał wrażenie, że złośliwie robią człowiekowi na przekór. A pewne zasady być muszą i dziecko musi o tym wiedzieć.