Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Hipokryzja u mnie aż piszczy ;D


Przełamałam się i biegam. Biegam  z wózkiem i 11 kg dzieckiem w środku + ekwipunek na drogę. Nie jest ciężko, ale lekko też nie jest. Biegam 2-3 x w tyg. ale raczej 3 x po 10,5- 14 km, bo tak mi jest najwygodniej.

Biegam głównie dlatego, bo jest akcja ENDOMONDO POMOC MIERZONA KILOMETRAMI!!! Zachęcam, nawet do włączania tego podczas spacerów, bo pomagamy tym samym niepełnosprawnym dzieciom. To był ten motywator, żeby przestać się boczyć na biegaczy smarowaczy i robić to, na co ma się ochotę ;)

Spacery mnie wykańczają psychicznie. Moje dziecko jest nie do zniesienia w pojedynkę z wózkiem. Albo z mężem, albo bez wózka, a bez wózka to daleko nie zajdziemy, bo różnie może być a na rękach nieść kilka km takiego 11 kg szkraba nie jest lekko :) Ale jak idę z nią biegać to w czasie jej pory drzemki, kiedy jest najedzona i trochę pobryka po posiłku. Bieganie z wózkiem, w którym dziecko śpi to naprawdę super sprawa ;D

Nie pnę się do żadnych zawodów, do żadnych czasówek itp. Jest mi ciężko ze względu na obecnie 67 kg wagi i niestety nie mogę zejść poniżej, co mnie nie załamuje, bo ciało wygląda lepiej a trening z kettlami to balsam na moje pośladki (polecam wszystkim kobietom regularnie włączyć do treningów swingi, jest to najlepsze ćwiczenie, jakie można sobie wyobrazić prócz przysiadów i martwego ciągu :) ).

Jakoś tak naturalnie wyszło. Zmieniłam znów proporcje w diecie i mam dużo wyższy poziom energii niż wcześniej. ZWOW mnie zaczęło nudzić a i mało efektywne, bo mam jeszcze rozpierdziel hormonalny i nie można dojść do ładu z tym. A treningi metaboliczne w tym wypadku jeszcze bardziej mieszają. Jestem w trakcie badań, a za miesiąc endokrynolog i ginekolog zadecydują co dalej, czy mogę zajść w kolejną ciążę, czy trzeba się leczyć i pakować w siebie piguły. Na razie mam poziom hormonów płciowych jak facet- tyle w tym temacie :] . 

Co do diety, włączyłam jednak (po długich dniach wahań i rozmyślań) kaszę jaglaną i o dziwo insulina mi spadła po 3 tyg. takiego jedzenia z 45 do 6,6!!!

W głowie urodziła mi się kolejna teoria- białko jest insulinogenne i jego duża ilość ze znacznym ograniczeniem węglowodanów może pozostawać we krwi i powodować duże zmęczenie. Białko zwierzęce zakwasza organizm a kasza jaglana działa alkalizująco, dodając do niej jeszcze łyżkę rodzynek, które notabene- również alkalizują krew- mamy coś w rodzaju balansującego posiłku.

Minął jakiś czas i przyznam, że zaczęło mnie odrzucać od mięsa, rzadko jem jajka i ryby  a najchętniej zupy warzywne z kurkumą, chilli i imbirem- to podstawa prócz kaszy jaglanej. Tak więc kompletny przewrót. Dla niektórych może to wyglądać jak dieta oczyszczająca i tak teraz właśnie mi przyszło do głowy, ale możecie mi wierzyć, lub nie- nie planowałam tego, wyszło naturalnie.

Planuję zakupić białko konopne, żeby nie zakwaszając organizmu podbić nieco aminokwasy, bo chyba jednak spożywam ich zdecydowanie za mało. Strączki odpadają, bo mnie nie sycą w zalecanych porcjach a są strasznie kaloryczne i znów mają dodatkowo dużo węglowodanów w 100g.

Uzasadnię dla fanów wegan-

100g soczewicy ok. 350 kcal   vs  100g indyka ok. 100 kcal

objętościowo to samo, kalorycznie i sycąco bariera nie do pokonania :/ Do indyka można dodać różne surowe warzywa, nieco oliwy, ew. 2 łyżki kaszy/ryżu i pełnowartościowy sycący posiłek ma ok. 200-350 kcal. A do soczewicy dodasz łyżeczkę oliwy i masz już 400 kcal a sytość o wiele mniejsza.

Niestety, będę szczera- skaziłam się kilka dni temu lodem algida straciatella. Kara za to, to silny ból kolan, który dopiero powoli przechodzi. Niby nie ma tam glutenu, ale była lecytyna sojowa, którą podejrzewam jako sprawcę. Chyba, że mleko, bo mleka nie piję wcale, kefiry ostatnio zdarzyło mi się, bo po prostu nie mam na nie chęci, aczkolwiek nic mi się nie działo w tym czasie.

Kalorycznie 1200-1600, zależy od intensywności dnia. Jak biegam i ćwiczę z kettlami albo robię jakiś trening obwodowy, to staram się podbijać nawet do 2000 kcal, jeśli zdarzy się np. 2h ciężkiego treningu i pulsometr pokaże spalonych min.1000 kcal w tym czasie. Uważam, że nie ma sensu cieszyć się, że zjadło się 1200 kcal i tyle samo spaliło, bo jednak mamy mózg i funkcje życiowe, które trzeba podtrzymać, mięśnie i ścięgna, które muszą się regenerować, więc nie można ich głodzić i katabolizować, bo w nich cała moc i piękno naszego ciała :)

Oczywiście zawsze zalecam umiar w treningach, a ja to już niestety mam za sobą 22 lata treningów i czasami jest mi mało i muszę po prostu się sponiewierać wbrew wszelkiej logice i zasadom, żeby poczuć się spełnioną. Ale nie robię tego regularnie i nie robię tego co tydzień, a po dbam o jak najlepsze warunki do regeneracji.

Za tydzień jadę do rodziców i zarzucam bieganie na rzecz basenu, wypływam się za cały przeszły rok :)

Trzymajcie się i dzięki, że ktokolwiek interesuje się blogiem tak dziwnej i nietowarzyskiej osoby, jaką ja jestem.

3mam kciuki za Wasze sukcesy i życzę Wam przede wszystkim ZDROWIA!!! (cwaniak)(slonce)

  • malinkapoziomka

    malinkapoziomka

    2 lipca 2014, 16:08

    Powodzenia!