Huhu!
Okazało się że ostatni raz pisałam dwa miesiące temu...Co wydarzyło się przez ten czas? Otóż bardzo wiele
Jeszcze przed Bożym Narodzeniem udało mi się dojść do połowy mojej drogi, czyli wagi 76,9. Niestety sukces i zbliżająca się Wigilia tak mnie rozleniwiły, że zaraz po świętach ważyłam już ok 78,5. A potem wyjechałam na trzy tygodnie(!) na feie zimowe do Polski. Początkowo, będąc u moich rodziców udawało mi się walczyć i być "bliżej diety, niż dalej", ale kiedy pojechałam do teściów, nie miałam już siły opierać się ciastom, ciasteczkom, tortom i sałatkom majonezowym...nie wspominając o procentach % Pech chciał, że w tym czasie wypadały urodziny i moje i męża.
I tak oto dobrnęłam do wagi 79,8. Czyli do wyniku z końca października... Na całe szczęście jednym z założeń ferii była nauka jazdy na nartach
I chyba to właśnie mnie ostatecznie ocaliło przed powrotem za magiczną granicę ósemki z przodu. Miałam szczęście trafić na superowego instruktora narciarstwa, który pomimo wielu upadków wciaz powtarzal mi ze sie naucze W miedzy czasie okazało się też, że latem jest on instruktorem kitesurfingu. Sportu, który już od kilku lat jest marzeniem mojego męża. Ja nigdy nie myślałam o sobie żeby się tego nauczyć - gdzież ja, taka gruba i kisielowata - ale po rozmowie z instruktorem usłyszałam słowa, które są dla mnie ogromną motywacją teraz. A brzmiało to mniej wiecej tak "Kitesurfingu każdy jest w stanie się nauczyć, a ty nie odbiegasz od normy, więc nie widzę przeszkód" Wiecie jakim miodem na serce były slowa że nie odbiegam od normy... Jeszcze w liceum nauczyciel wychowania fizycznego mówił że jestem pulpecikiem, podczas studiów załatwiłam sobie zwolnienie z w-fu żeby się nie kompromitować przed innymi, a teraz NIE ODBIEGAM OD NORMY Napaliłam się na ten kitesurfing strasznie, i tak od powrotu nie myślę o niczym innym tylko o tym że muszę wzmocnić mięśnie rąk i brzucha... no i oczywiście schudnąć, cobym dobrze wyglądała w bikini po lekcjach Kita
Motywacja jest ogromna, więc staram sie ją wykorzystać na maksa póki trwa. I tak od powrotu codziennie coś trenuje. Albo wybieram się z mężem na narty, moją nową miłość która spala setki kalorii w niedługim czasie. Albo basenik plus sauna. W najmniej kreatywnym przypadku dywanóweczka z KFO
Może troszkę już późno na życzenia Noworoczne, ale każdemu życzę tak wielkiej motywacji na 2015 rok! Niech będzie on przelomowy! W co wierzę z całego serca!
Stay fit!
Kinguszka
23 stycznia 2015, 11:18Oj, tak adrenaliny nie powinno zabraknąć ;) już nie mogę się doczekać!!! :)