dziś mam podły wieczór. zadzwonił mój były z pretensjami, jak zwykle o kasę za dziecko. czasem mam wrażenie, że nie pamięta, że to także jest jego dziecko. przez cały zeszły rok dziecko mieszkało ze mną, on mi nawet nie zwracał choć częściowych kosztów paliwa za odwożenie do szkoły, więc niech się odpimpa od mojego zwrotu ze skarbówki. i nie pamięta, jak płaciłam jego mamie za obiady dla dziecka? pomimo, że nie dał mi ani złotówki, bo on nie wie, co to alimenty, a ja jestem zbyt miękka (czyt. głupia), by iść do komornika. podobno z wiekiem się mądrzeje, ja jestem wyjątkiem, bo nie widzę u siebie żadnych objawów wzrostu choć odrobiny inteligencji. czasem wręcz widzę spadek, a może to po prostu niechęć, by iść w zaparte dla swojego świętego spokoju? może to głos instynktu samozachowawczego? bo szkoda nerwów i późniejszego szarpania się? tylko, że w rezultacie tracę, bo pozwalam sobie grać na nosie. ech ....
a miałam taki dobry humor od rana, bo w końcu waga drgnęła w dół. zatrzymała się na wyniku: 65,3. wreszcie!