Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2941
Komentarzy: 21
Założony: 11 sierpnia 2010
Ostatni wpis: 31 lipca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kobalt

kobieta, 51 lat, Wrocław

165 cm, 87.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

31 lipca 2015 , Komentarze (4)

no i dziś jest mój ostatni dzień w tej pracy. dziś zeżarłam (bo inaczej nie można tego nazwać) dwie muffinki z tesco .... dlaczego ja tak uwielbiam słodkie węglowodany? mogę nie jeść tłustego mięsa, czekolady, wafelków, majonezu, chleba, wszystkiego - nie potrafię tylko oprzeć się ciastom z kremem lub bez, muffinkom, ciastkom z cukierni, etc. mogę nie przekraczać limitu 1200 kcal pod warunkiem, że będą to 3-4 kawałki ciasta. i nic innego mogę nie jeść. a to właśnie przez białą mąkę połączoną z cukrem nie mogę schudnąć. a przecież chcę schudnąć! za słaba motywacja?

od jutra zmienia się moje życie - nowa praca, nowe miasto, nowy dom, tylko facet ten sam :). może więc rzucę hasło: nowe życie bez ciasta?

15 lipca 2015 , Komentarze (1)

nie było mnie przez miesiąc a moje życie przewróciło się do góry nogami z kilka razy. nie wiem, jak uda mi się ogarnąć to, co przynosi mi życie, bo robi to z prędkością światła. problemy z nową szkołą mojej latorośli, jej wyprowadzka do jej taty, agonalny stan ukochanej kotki i ciągłe próby utrzymania jej przy życiu, czekająca mnie przeprowadzka do innego miasta, wspólne mieszkanie z księciem i nowa praca a ostatnio śmiertelna choroba ojca i czekająca go operacja (w przeciwnym wypadku max 3 lata), na którą nie chce się zgodzić. zamykam oczy wieczorem i wiem, że nic nie jest takie, jak dawniej. muszę na nowo poukładać swoje życie, a chyba nie potrafię. chcę, żeby mój świat wrócił do tego sprzed miesiąca.

16 czerwca 2015 , Skomentuj

wczoraj zgrzeszyłam ..... moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. były imieniny w pracy, ciasto, ciastka i ciasteczka. "a co TY tak mało jesz? weź sobie jeszcze eklerka! albo ten kawałek ciasta." po moim pierwszym kawałku, który wzięłam z grzeczności i z wielkimi wyrzutami sumienia, na następne nie trzeba było mnie długo namawiać. organizm poczuł zew krwi, cukier - tak długo wyczekany - wlał się szerokim strumieniem. i pomyśleć, że jeszcze rano cieszyłam się, że przestaje mnie ssać na słodkie, że patrzę na czekoladowe cukierki (moje ulubione) i NIC nie czuję, żadnej chęci sięgnięcia po nie. od kilku dni omijałam cukrowe pułapki, bo im mniej jem słodkiego, tym bardziej zmniejsza się apetyt na ciasta, ciastka i ciasteczka. ale jak poczuję choć trochę słodkie, zaczynam zachowywać się jak alkoholik po pierwszym kieliszku - nie potrafię powiedzieć sobie "już masz dość" dopóki nie zobaczę pustej patery. dobrze, że takich łakomczuchów w pracy było więcej, bo przynajmniej moje łakomstwo nie było tak widoczne. efekt jest taki, że dziś od początku zaczynam walczyć z cukrem, omijać szerokim łukiem cukiernie, i męczyć się, jak dopadnie mnie odkurzacz na słodycze. ale bez tego nie spadnie mi waga a i ryzyko cukrzycy nie oddali się na bezpieczna odległość. nic, trzeba wstać, otrzepać się i iść dalej. bez cukru.

12 czerwca 2015 , Komentarze (3)

dziś na obiadek mam zaplanowany chłodnik z jajeczkiem :). staram się trzymać swoich zaleceń, ale różnie z tym jest. nadchodzi weekend a w weekend najtrudniej jest mi omijać łakocie, słodkości i ogólnie nie pozwalać sobie na jedzonko ponad limit. nie ma pracy 8-16, jest inny rozkład dnia, no i przede wszystkim posiłki robię nie tylko dla siebie. łatwiej jest mi w związku z tym zboczyć i potem żałować. i to nieraz bardzo. mocno mnie ssie na słodkie, staram się wymyślać różne substytuty, np. ciasto jogurtowe na mące razowej, prawie bez cukru, z owocami i kruszonką z płatków owsianych. w dodatku piekę najmniejszą blachę, jaką mam. tylko że organizm trudno oszukać i czasem tak bardzo domaga się swojej porcji cukru. całe szczęście że jest lato i mogę potem na rowerze wyzbyć się choć części wyrzutów sumienia.

10 czerwca 2015 , Komentarze (2)

waga lekko drgnęła w pożądaną bardzo przeze mnie stronę. nie chcę zapeszać. uważam bardzo na to, co jem - zwłaszcza po pracy w domu. i na dodatki. ale wczoraj się złamałam i był i majonezik (co prawda lekki z winiar "delikatny") i ciasteczka (dwa kawałki). nie jestem z siebie dumna :(.

4 czerwca 2015 , Komentarze (3)

dziś przeleciałam swoją szafę i usunęła z niej wszystkie za małe ciuchy, dokładnie wszystkie z rozmiaru zaczynających się na 3 ..... to była dość bolesna operacja. teraz mnie ssie jak diabli i siłą powstrzymuję się przed wycieczką w stronę lodówki. może choć część mojej garderoby wróci na swoje miejsce?

2 czerwca 2015 , Skomentuj

wiem, gdzie grzeszę. grzeszę tak bardzo, że przypominam siebie w 9 miesiącu ciąży. rano szklanka wody z cytryną, śniadanie. potem mała przekąska (owoc), w południe coś większego (kanapki, sałatka, etc), potem znów przekąska (kisiel, chudy twaróg) i jest 16.00. a po 4 to już leci lawinowo - włącza mi się odkurzacz, którego nie potrafię wyłączyć, zwłaszcza wieczorem. no i zapomniałam o hicie dnia, czyli coś słodkiego. nie wiem jak opanować chęć jedzenia, bo to nawet nie jest głód, tylko jakaś atawistyczna potrzeba ciągłego zapełniania sobie żołądka. a na noc, żeby zagłuszyć choć na trochę wyrzuty sumienia, herbatka ziołowa na trawienie. 

i tak właśnie powstają grubasy. jeszcze 10 lat temu ważyłam 20 kg mniej, a 6 miesięcy temu 5 kg mniej. wolę nie myśleć, ile mogę ważyć za kolejne pół roku. nie wiem, czy uda mi się bez dietetyczki. tylko, czy mnie na nią stać? co 2 tygodnie 200 zeta :(.

29 maja 2015 , Skomentuj

po roku od ostatniego wpisu :

przetrzymałam, facet przetrzymał, kupiliśmy nawet razem dom, ale waga poszybowała niebezpiecznie w górę. przez ten rok mocno przytyłam, walczę z tym, ale baaaardzo opornie mi idzie. do dietetyczki nie chcę iść, nie mam wolnej kasy, ale jak nic się nie da zrobić z tymi niechcianymi kg nie będę mieć wyjścia. inaczej chyba zamknę się chyba w takiej wieży:

28 maja 2014 , Skomentuj

13 wpis, pechowa liczba, tak jak ostatnio wszystko, co tknę. chyba muszę rozglądnąć się za nową pracą. a dodatkowo facet nie wie, czy chce ze mną być i pięcioletni związek trafia właśnie szlag. owszem, rozmawia ze mną, odbiera telefony, ale jest taki zimny i oschły. brakuje mi jego ciepła i czułości. ja chcę z nim być, ale nie za cenę trzymania go przy sobie za wszelką cenę. chcę, żeby to było jego chcenie. nie mogę sobie znaleźć miejsca, smutno i pusto strasznie. ostatnio nie układało się między nami najlepiej, ale przecież w każdym związku są trudniejsze chwile. źle mi jest bardzo.

3 listopada 2013 , Komentarze (2)

poszłam po rozum do głowy .... odwiedziłam dietetyczkę. zbadała mnie, zmierzyła, zważyła i zawyrokowała, że jeśli chcę schudnąć, muszę dostarczyć ok. 1200 kcal dziennie swojemu organizmowi. to jest granica minimalna, tj. tyle potrzebne jest na podstawowe funkcje życiowe, jak oddychanie, praca serca. energia na resztę działalności, jak chodzenie, bieganie, noszenie zakupów, etc. organizm sobie weźmie z pokładów tłuszczu. poza tym, mam pilnować picia i jeden dzień w tygodniu mieć wodny - czyli jeść wszystko w postaci płynnej, jak soki, zupy, etc. dostałam rozpisaną dietę na 2 tygodnie i zaczęłam ją stosować. no i zadziałało! najpierw straciłam brzuszek (bo zaczęłam dużo pić i organizm oddał zapas wody, który sobie tam zamagazynował), a potem trochę mnie ubyło i z bioderek i z talii, troszkę z ramion. w sumie do tej pory zmniejszyłam się o 1 rozmiar. to jest dopiero połowa, bo chcę stracić jeszcze drugie tyle, a to już będzie trudniej.
daję sobie sporo czasu, nie muszę chudnąć 1 kg na tydzień, mogę dłużej, bo wierzę, że im wolniej chudnę tym trudniej później przybiorę na wadze. ważne, żeby chudnąć, nawet, jeśli taki łasuch jak ja pozwala sobie na 1 kawałek ciacha na tydzień - w nagrodę, że przebrnął przez kolejny tydzień. i tak 5 posiłków dziennie (3 główne i 2 przegryzki po 100 kcal), min. 2 litry napoi, i do przodu.