święta, święta i po świętach. a moja waga znów poszła w górę. teraz 67 kg, to jakaś masakra. dlaczego tak trudno jest mi schudnąć? ani się nie obżeram, nie jadam w sumie nic po 18.00, z rzadka lampka wina, w ciągu dnia też nie rzucam się na słodycze i kicha. nic. zero. nul. waga jest zaczarowana. tak, wiem, siedzę w domu i mam obniżoną potrzebę kaloryczności. i tak, wiem, na święta pofolgowałam sobie troszeczkę. może po prostu za dużo myślę o jedzeniu? chciałabym w kwietniu zrzucić 5 kg, potem w maju następne 5 i potem w lipcu 2. być królową bikini.
dziś na obiad mix sałat + pieczona pierś kurczaka + mandarynka + sos jogurtowy koperkowy. taka sobie sałatka. ale ją bardzo lubię. jako przegryzki na cały dzień mam seler naciowy. też lubię :).
ps. musi mi się udać.
NigdyNieKochalam
3 kwietnia 2013, 09:42Moze do diety dorzuc jakies cwiczenia ? ;) Ja tak zrobilam i uwierz, ze waga leci jak oszalala. ;) powodzenia. ;*
jogobella1991
3 kwietnia 2013, 09:37Nasz organizm niestety płata nam takie figle i pomimo wysiłku waga nie spada. Trzeba to przeczekać. Powodzenia i wytrwałości życzę :-)