Wiem, że zbyt częste ważenie to nie jest dobry pomyśł, ale nie wytrzymałam. Waga wczoraj pokazała 109 kg. Czyli odnotowałam spadek o 2 kg. Oł jeah! Cieszę się jak głupi z bateryjki.
Skoro mam urlop to pozwoliłam sobie dłużej pospać. Pies ani myślał budzić mnie rano na siusiu więc zrobiłam sobie piżamowy poranek. Śniadanie też jadłam w piżamie. A na śniadanie koreczki śledziowe giżyckie i bułka z masłem. (Na zdjęciu moja porcja.)
Po śniadaniu ruszyłam z Puszkiem na dłuższy spacer. Z racji tego, że mieszkam na totalnym zadupiu, to pies ledwo zipiał i był wykończony. Po drodze kupiłam dla niego wodę i plastikowy głęboki talerzyk by mógł się napić, bo żar łał się z nieba, a on nie lubi upałów. Po drodze musiałam iść do bankomatu i do osiedlowego sklepiku więc Endomondo zgłupiało i odnotowało tylko 2,05 km z informacją, że utraciłam połączenie.
Po powrocie do domu strzeliłam sobie kawę i przeżyłam rozczarowanie, bo musiałam wyrzucić 3 litry mleka. Mimo terminu ważności mleko w lodówce zrobiło się gęste jak śmietana.
Uzbrojona w kawę wzięłam się do roboty. Na początek gotowanie dla Puszka. Codziennie wielki gar żarcia, a ma niespełna 5 miesięcy. Strach pomyśleć ile będzie jadł jak osiągnie dorosłość. Ale wiedzieliśmy na co się porywamy. W końcu to mastif tybetański. Ma ważyć około 90 kg więc musi jeść.
Jak jestem w domu to otwieram drzwi wejściowe i Puszek chodzi sobie po przodzie ogrodu i ma możliwość zaglądania do domu. Jednak Puszek śpi średnio 20 godzin na dobę z jajami do góry. Rodzina twierdziła, że skoro mastif to pies stróżujący, to będzie agresywną bestią co ciągle ujada i rzuca się na ludzi. A Puszek to aktualnie najłagodniejszy pies na osiedlu. Sąsiedzi mieszkający dom obok zorientowali się, że mamy psa, dopiero po jakimś miesiącu, bo Puszek poprostu nie szczeka. Widzę czasami jak sąsiedzi głaszczą go przez płot, a ten się cieszy i tuli. Wczoraj nawet jak przyjechał kurier, to zamiast go obszczekać jak na psa przystało, to chciał się z nim bawić. Kurier go oczywiście wymiział i śmiał się, że wszystkie psy go atakują, a ten taki pieszczoch.
Paczki odebrałam i wróciłam do obowiązków. Mimo urlopu nie ma lenistwa. W końcu prace domowe to też forma ruchu. Tak też pomyłam naczynia, poskładałam pranie, które wisiało od soboty, wstawiłam kolejne pranie, pościeliłam łóżko, posprzątałam duży pokój od A do Z czyli wytarłam kurze, umyłam parapet, pozamiatałam, umyłam podłogę. Następnie wpadłam w szafki kuchenne, bo tam gdzie trzymam przyprawy, cukry, mąki wyglądało jakby tajfun przeleciał.
Dla relaksu wybrałam się na drugi spacer. Tym razem Puszek mnie zdenerwował, bo jak jest bez smyczy i widzi potencjalne osoby, które mogą go pomiziać, to można do niego mówić, a on nic. Leci. I znalazł sobie dwie młode dziewczyny, które oczywiście go pomiziały i nie chciał mi dalej iść. Ciągle mi do nich uciekał, a jak chciałam go zapiąć to mnie podgryzał. Tak też jak już go w końcu capnęłam, to miał karę i dalej szedł na smyczy. W ten sposób zrobiliśmy 1,22 km.
Po powrocie moja teściowa przemówiła ludzkim głosem. Stusunki między nami są dość oschłe by nie powiedzieć napięte, i jak zawołała mnie czy dołączę do nich i zjem loda, to nie wypadało odmówić. Wyciągnęła rękę na zgodę. Na szczęście długo z nią nie siedziałam, bo pies został sam i zawodził na balkonie więc wykręciłam się, że dzieci płaczą i muszę wracać.
Zasłodzona lodami powiesiłam pranie i wstawiłam drugie. Tak, pralka chodzi u nas na okrągło.
Później wpadłam do kuchni i umyłam kuchenkę, bo wczoraj mój Rafał próbował zrobić galaretkę. Cała kuchenka zalana, a galaretki brak. Coś poszło nie tak, bo galaretka miała być niebieska, a zmieniła kolor na przeźroczysty i się nie stęgła.
Późnym popołudniem przyjechał gość od auta. Rafał zgubił kluczyki od BMW i już kilka miesięcy stoi na podwórku. W końcu udało się chłopa ściągnąć by auto otworzył i klucze dorobił. Mam tylko nadzieję, że ten zapierdalacz zniknie z naszego życia. Wolę jeździć ciasnym Twingo niż rozwalić się w sportowym BMW na jakimś zakręcie.
Facet auto otworzył, zamki wyjął, będzie z nami w kontakcie co dalej. Więc skoro pojechał, to mogłam zacząć gotować obiad. W między czasie postanowiłam podjeść sobie arbuza. (Na zdjęciu moja porcja.)
No i mnie pokarało, tak jak zjadłam, tak po 5 minutach byłam w łazience i wszystko zwymiotowałam. Cholera wie dlaczego, ale aż w gardle paliło.
Jak wrócił Rafał to obiad był już gotowy. Pałki, ziemniaki, żółta fasolka szparagowa z bułką tartą. (Na zdjęciu moja porcja, ale wszystkich ziemniaków nie zjadłam.)
Po obiedzie wspólnie rozpakowaliśmy paczkę od kuriera. Nowy ekspres do kawy. Zakochałam się w tym sprzęcie, bo można go zaprogramować, że będzie robił kawę jeszcze jak my śpimy. Wstaniemy i kawa gotowa. A jak cudownie w domu pachnie! Już wczoraj go wypróbowaliśmy i musimy tylko filtry kupić, a będzie cacy.
I na tym by się praktycznie kończyło moje spędzanie czasu z Rafałem. Udało mi się go jedynie na spacer wyciągnąć. Zrobiliśmy 1,64 km w niecałe pół godziny i straciłam chłopa.
Urok życia z mechanikiem samochodowym. Brat go zawołał żeby coś mu tam w aucie zrobił i Rafał wrócił późnym wieczorem jak już ciemno było. Ja w tym czasie wyczesałam psa i trochę się z nim pobawiłam, a Rafałowi zrobiłam jedzenie do pracy, wykąpałam się i nim się zorientowałam była 1 w nocy. Niby urlop, a zero przyjemności. Kura domowa na pełnym etacie.
Dorota1953
11 lipca 2018, 10:20Gratuluję wyniku odchudzania :) Jeśli chodzi o ważenie, to są różne szkoły. Jedna mówi, że by ważyć się raz na tydzień, a druga, że codziennie. Wybierz sobie metodę, która jest dla Ciebie najwygodniejsza. Powodzenia :)
kochana91
14 lipca 2018, 14:13Ja chyba będę się ważyć jak mi się przypomni ;)
tibitha
10 lipca 2018, 17:02Super wynik! Brawo, oby tylko tak dalej. Upał wszystkim daje się we znaki. Wbrew temu co wszyscy mówią ziemniaki nie tuczą (100g to 90 kcal), chyba, że dodasz do nich masło albo śmietanę. Bardziej kaloryczna jest bułka tarta na fasolce szparagowej (łyżka oleju to 90 kcal + płaska łyżka bułki tartej to 35 kcal). Wiem, że fasolka czy kalafior lepiej smakuje z zrumienioną bułką, ale jak się odchudzasz to lepiej jej unikaj. Pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki za kolejne spadki :)
kochana91
14 lipca 2018, 14:15ja po prostu ziemniaków nie lubię ;) dlatego ich nie dojadam
angel2015
10 lipca 2018, 11:45Spadek rewelacyjny:) od razu człowiek więcej werwy ma na cały dzień:)
kochana91
14 lipca 2018, 14:16takie małe rzeczy, a jak cieszą