Cale 5 dni przezylam bez grama zbednych kalorii, szczegolnie slodkich :-) Jestem z siebie dumna, chociaz nie zawsze bylo latwo. Szczegolnie jak dzieciaki z dobroci serca przychodzily z czekoladka i pytaly "Mamusiu, chcesz?" Kurcze, pewnie ze chce! Ale nie zjem :-)
Odkrylam pare nowych zdrowych smakow, np. chrupki chleb z twarozkiem i swieza bazylia - pycha! Przyzwyczailam sie tez do calkiem gorzkiej czarnej kawy, co jeszcze pare miesiecy temu bylo niewyobrazalnie trudne.
Weekend bedzie jednak niezlym polem mninowym, bo jestesmy zaproszeni na dwie kolacje do znajomych. Do domu! W restauracji byloby latwiej sobie cos wybrac, a tu nie wiem czego sie spodziewac. Ostatnio mialam do wyboru raclette - albo raclette :-) Czyli tlusty ser na ziemniakach z boczkiem i pieczarkami. Bardzo dietetyczne! Mam nadzieje, ze nie bedzie nic szwajcarskiego tym razem. Czerwonego winka jednak nie dam rady odmowic, dobrze chociaz ze zdrowe.
Dobrze tez, ze wazenie bedzie
dopiero w czwartek. Jutro zamierzam dac sobie ostry wycisk treningowy, zeby miec troche deficytu :-)
Byle do poniedzialku!