Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Poniedziałkowe ważenie poprawiło mi humor...


...właśnie tak. Pomimo tego, że niedziele spędziłam u mamy i skusiłam się na kilka rzeczy, waga dzisiaj rano wksazywała.....hm....i tu cięzko powiedzieć co dokładnie, bo najpierw było 75,6, potem 76, no i jeszcze 76,6.....nie wiem co się z nią stało, ale w każdym miejscu było inaczej. Średnia 76....to i tak mniej niż 79. Czyli nieważne co wskazuje teraz....ale jakieś efekty uzyskałam. I to niezłe. N to wygląda, że ponad 2 kilo. Ale to było rano. Trochę mnie to jednak zmotywowało i dało nadzieje na więcej, zatem dzisiaj się starałam, ale cały czas mam wrażenie że i tak było za dużo dzisiaj w buźce. W sumie to cały tydzień jakoś tam się starałam, a nawet miałam dzień naprawdę chudy, gdzie umierałam z głodu. Najlepiej w ogóle nie jeść, ale ciężko tak wytrzymać i żaden z tego efekt, jeśli potem nadrobie w ciągu jednego dnia. Postnowiłam, że jeszcze w tym tygodniu będe stosować się do zasad diety białkowej. Trochę ją tam czasami łamie, ale i tak nie jest to tłuste żarsko, więc spoko. Mam nadzieje, że waga nie była popsuta, bo mój maż ważyl się po mnie i wskazywała tyle ile powinna. Bo jeśli jest zepsuta i będę ważyła za tydzień tyle samo lub więcej to się serio załamie. Chcemy tak szybko efektów, ale tylko efekty motywaują nas do dalszej pracy, bez efektów nie ma szans.

Zjadłam: serek homogenizowany waniliowy, jogurt owocowy, twaróg półtłusty (ble), jogurt z kawałkami czekolady, pierś z kurczaka, 2 jajka i sosik extra do tego, 3 plastry kiełbaski, podjadałam zupę ogórkową, którą robiłam dla męża.

Wypiłam: 1,5 litra wody z sokiem malinowym (bo zwykłej tyle nie wypije), kawa z mlekiemx2, herbata malinowa z cytryną i sokiem malinowym, herbata zielona.