Wszystko zaczęło sie od tego że nie mogłm się rano dobudzić.Wstałam nieprzytomna i stwierdziłąm ...
czas na kawkę na odmulenie i pobudzenie do życia:)))
No i zaczęło się...
Kawusię owszem zrobiłam ,pyszniutką słodziutką z mleczkiem i żeby było ciekawiej wcisnęłam do niej pół cytryny..brrr...ochyda...
Żeby zrobić sobie drugą musiałam znaleźć następny słoik i tu kolejna katastrofa..
Maka rozsypała się po kuchni niczym bielutki puch .Jakby na przypomnienie zimy która odeszła.
No cóż, padło parę niecenzuralnych słów i wzięłam sie za sprzątanie.
Ale nieszcęść było jeszcze mało, ..co to tylko dwa:))
Trzeba było jeszcz zbierać makaron na spaghetti, który artystycznie rozsypał się jak bierki.
Skoda że nikogo nie było w domu bo pewnie byśmy zagrali. Ale to nadal było mało...
Jajka które delikatnie wykładałam do lodówki rozpłynęły się między palcami(chyba paluszki imadełka)i wylądowały na podłodze.
Wtedy powiedziałam dość , basta wychodzę z kuchni.
Nie wie czy to mój Anioł czy też Diabeł wygonił mnie stamtąd bo pewnie gdybym jeszcze tam chwilę została katastrof nie byłobny końca.
Po połdniu na szczęście wszystko sie uspokoiło tak że kochana rodzinka nie została bez obiadku
A może to była kara za moje wczorajsze obżarstwo?:))))I przestroga żebym się nie zbliżała dzisiaj do jedzenia:)))))
Kto wie..
ewikab
29 marca 2006, 14:13Już w poniedziałek wybrałam się na zakupy, a skończyłam w solarium z pustymi siatkami :)) Pewnie piątek tez taki będzie, ale przynajmniej pospaceruję po mieście i nie będe myśleć o jedzeniu. Za to coraz poważniej myśle o majowym weekendzie w Krakowie :)) zawsze zatrzymuję się w DS UJ "Piast" :)) Trzymaj się cieplutko i optymistycznie. A ja niedługo zmykam do domku, a jutro na 11-tą ...ufff... :))))Pa
ewikab
29 marca 2006, 14:01Ta spódnica, ktorą wczoraj mierzyłam - 120 zł., a na ryneczku (bazarku) ok. 50 zł. za podobne, a nawet ładniejsze...ale co tam, poprzymierzać można. Przed Bożym Narodzeniem upatrzyłam sobie bluzkę w sklepie 99 zł, drogo, mierzyłam, chodziłam, aż wreszcie w marcu cena spadła na 62 zł, więc kupiłam :))) W Białymstoku nie pada, tylko mgła coraz większa, a ja zamiast spódnicy idę dzisiaj kupic buty :)) Poza tym w piątek mam przymusowy urlop, bo koniec kwartału i nie zmiłuj się (na szczęście został mi tylko 1 dzień zaległego z 2005 r.), więc pewnie w piątek też będę "latać" po sklepach... o ile wstanę z łóżka ;)))) Buziaczki
noela2
29 marca 2006, 09:50Ty postawilas sobie o wiele cięższe zadanie i bardzo a bardzo Cie podziwiam. Skoro wytrwalas juz tak dlugo, druga polaowa bedzie dla Ciebie fiaskiem, wierze w to. Ja kiedys wazylam 56 kg, ale to byly piekne czasy.... hehehe, a mam 170 cm wzrostu. Teraz jak schudne jeszcze te 6 kg, to bedzie juz dobrze, a potem zobacze, moze jeszcze troche w dół.Pozdrawiam. Musze konczyc bo bardzo sie spiesze.
ewikab
29 marca 2006, 07:37Mnie tez niedawno jajeczko wyślizgnęło sie z ręki, a na dodatek jeszcze się na nim poślizgnęłam i klapnęłam na podłogę jak długa :))) Jest nadzieja, że wszttskie Twoje kuchenne przygody wystarczą na czas długi i teraz już nic Ci się nie wysypie, nie rozbije, nie spadnie :))) A galaretka naprawdę pychotka - po gotowanych i smażonych warzywach miła odmiana : dzisiaj zrobię kolejną porcję, może z pieczarkami, może bez jajka, a moze z kalafiorem? Nie jestem wegeterianką, wiec może nastęonym razem dodam pierś z kurczaka, pewnie tez będzie pyszna, tylko kalorii trochę więcej....ale co tam :))) Miłego dnia
bozbag
28 marca 2006, 23:52Ja takie dni nazywam, że ZŁE wychodzi z szafy (wersja wakacyjna - z lasu) i podcina nogi , miesza w życiu i w garnkach a jak juz wyczerpie swoją pomysłowość zasypia w swojej kryjówce (przypomnij sobie może robiłaś porządki w szafie i je obudziłaś?).Ale skoro ZŁE sypnęło tyloma pomysłami w jeden dzień to teraz da Ci na dłużej spokój.:)))))))))
Bozka1
28 marca 2006, 20:57Ode mnie też. Nie pozwalasz mi sie chwalić, to muszę być cichutko jak myszka.... Toż ty dzis w tej kuchni byłaś jak prawdziwy słoń w składzie porcelany!!! Trzeba było dospać jednak jeszcze chwilke, to organizm by sie obudził. No, chyba, że zakochana jesteś, wtedy to ponoć normalne zachowanie.....
anezob
28 marca 2006, 20:45każdy pretekst jest dobry, żeby omijać kuchnię :) Nie życze wwięcej katastrof. Miałm kiedyś taki ciąg przypadków... no cóż nie na darmo mówią, że niesczęścia parami chodzą :)
karenina
28 marca 2006, 19:40Do północy jeszcze wiele się może zdarzyć, wszystko przed Tobą. Ale dla pewności może faktycznie omijaj kuchnię. Wyjdzie to dla Ciebie, rodziny, kuchni, mebli w kuchni, artykułom spożywczym ...i nie tylko... z pożytkiem. Pozdrawiam. Acha dzięki za komentarz MT z KRNHT54, będąca w poniżeniu o 9 s. ;)